poniedziałek, 4 listopada 2019

Dwie Wieże na jeden strzał

Góry Złote/Rychlebské hory


2019, listopad




Jakoś po dwóch dniach (1. i 2. listopada) siedzenia w domu miałem dość, znajomi wkurzali fotami z Jeseników, Karkonoszków...zatem mimo niezbyt dobrej prognozy pogody postanowiłem w niedzielę nad ranem gdzieś podjechać w Sudety Wschodnie. Początkowo chciałem ponownie odwiedzić Śnieżnik, ale zapowiadano bardzo silny wiatr , więc wybrałem coś niższego w pobliżu. Stwierdziłem, że częściowo powtórzę sobie traskę, którą ochrzciłem tutaj Two Towers. Wtedy był wypad z noclegami na wieżach, tym razem jednak przelecę się na lekko i zobaczę, co tam słychać i widać. W ten sposób wylądowałem jednak w Złotym Stoku a nie w Międzygórzu. 

Obrałem najszybszy szlak aby znaleźć się w górach, czyli żółty, biegnący wprost na Pustelnika, w pobliże kapliczki. Odsłania się widok na pasmo graniczne i Javornik, ale ten czeski, niższy. Wielki Jawornik, na który zmierzam, kryje się bardziej na prawo.
Było cieplej niż się spodziewałem, więc kurtka wylądowała w plecaczku. Szlak wznosi się na Krzyżnik /540/, potem meandruje krętą stokówką, po czym wspina się ostro na stok Ciecierzy. Tutaj cała połać lasu została wycięta.

Jeszcze nie doszedłem do pierwszej wieży, a tu już odsłonił mi się widok na drugą:

Tych skałek nie widziałem do tej pory, to akurat dobry efekt wycinek:
No i znowu długi trawers po stokach Trzebonia, który kończy się koło wiaty na Przełęczy pod Trzeboniem. Wiata była zajęta przez jakąś grupę, więc nawet się nie zatrzymywałem. Pora na wejście na pierwszy szczyt. Niecałe dwieście metrów podchodzenia z przełęczy i znów jestem na Jaworniku Wielkim /871/. W widoku na północ dominuje miasteczko Złoty Stok oraz plama Zalewu Paczkowskiego.
Zimno mi w ręce się zrobiło, jakoś tak nieprzyjemnie...trzeba było się ubrać bardziej i zmykać. 
O dziwo już za chwilę, w lesie pomiędzy szczytem a Przełęczą Jawornicką /738/ jest już przyjemniej, słońce nawet jakby prześwieca przez drzewa. Najwyraźniej tego dnia granica odczuwania przeze mnie chłodu przebiegała gdzieś w okolicach poziomicy 800.
Trochę podejścia na graniczny przedszczycik a potem zejście na Przełęcz Różaniec /583/. 
Przy zejściu trzeba było nieco bardziej uważać, bo jest tam mnóstwo kamieni obecnie w listopadzie przykrytych w większości liśćmi. za przełęczą zaczyna się solidne podejście grzbietem granicznym, na początek na Małą Krowią Górę. Odwracając się widzę pokonaną różnicę wysokości w dół i ponownie w górę... 
Niby małe te górki, a przecież też fajne. 
Krowia Góra i jej stoki też padły ofiarą pił zarówno po polskiej jak i czeskiej stronie. Za to Borówkowa wygolona głównie po naszej stronie granicy. Trochę smutno.
Za to odsłonił mi się za plecami na chwilę widoczek na Jawornik Wielki. To ostatnie chwile przyjemnej pogody - wyżej robi się już zdecydowanie chłodniej. Pogoda postanowiła się jednak dopasować do swojej prognozy.
Jeszcze kilkaset kroków i jest Borówkowa /900/. Po wyjściu na wieżę czułem się jak na pokładzie halsującego pod wiatr okrętu. Sam siebie nie słyszę. Brr, wieje kilkadziesiąt km na godzinę (wg prognozy ok 65) i ziiimno.
Rzucam okiem tam i ówdzie. Jeseników nie widać, Śnieżnika nie widać. Coś tam widać jakby w stronę Czernicy albo mi się w oczach ćmi.
 W drodze powrotnej też widać, że jestem w chmurze. Jednak listopad pokazuje, że październikowa złota jesień pokonana.
Zszedłem z powrotem na Przełęcz Różaniec. Tam podjąłem decyzję, aby jednak nie wracać szlakiem granicznym (zielonym), lecz przesmyrgnąć się przez Czechy - będzie szybciej a zaczęło mi już zależeć na czasie. Poszedłem czerwonym szlakiem przez tereny dawnej wsi Růženec
Szkoda, że nie umiem robić ciekawych zdjęć samej drogi - tutaj próbowałem coś wydobyć, bo szkoda mi się zrobiło tylu kilometrów, człowiek idzie i idzie a fotki robi tylko na postojach, w jakichś niby interesujących miejscach a cała droga przepada z pamięci ;-)
Fajnie wije się przez jesienny las.
Po dojściu po paru kilometrach do miejsca zwanego U Šišky porzuciłem szlak turystyczny biegnący dalej do Bilej Vody i poszedłem leśną drogą w stronę Polski. Specjalnie wybrałem tę ścieżkę, żeby odwiedzić zaznaczone na mapie kaplicę i studnię.
Kaplica okazała się całkiem fajna, zdesakralizowana, acz uporządkowana przez jakieś czeskie stowarzyszenie ochrony zabytków. Może to pomysł na nocleg?
Stąd trzeba zrobić jeszcze kilka kroków do granicy. Studnię odnalazłem bez trudu, natomiast nie można było wejść do środka. Może to i dobrze, bo wnętrze wygląda trochę jak zalana studnia z horroru Ring i w nocy można by się utonkać:
No i to w zasadzie koniec, czekało mnie jeszcze tylko dotarcie do auta pozostawionego na ryneczku w Złotym Stoku. Po drodze rozglądałem się za jakimś lokalem czy to na kawę, na którą miałem wielką ochotę, czy to chociaż na jakąś zupkę...Niestety nic nie było czynne, także bar Apetit, więc obszedłem się smakiem. 
ps Nie wyszło tym razem 1000 metrów pod górę, zabrakło 80 metrów...Ale i tak się cieszę, ze się znów zmotywowałem do tego wyskoku.