wtorek, 12 stycznia 2016

Pałacowe ferie

Przedgórze Sudeckie/Pogórze Izerskie


2016, styczeń




Krótki wyjazd na ferie uskuteczniliśmy mimo wszelkich przeciwności życiowych i tym samym podtrzymaliśmy naszą świecką tradycję !
W sobotę jechaliśmy już właściwie od Szprotawy w padającym śniegu i kilkustopniowym mrozie. Po drodze postanowiłem odwiedzić zamek Grodziec i zjeść tam obiad. Niestety, okazało się, że poza sezonem letnim za bardzo nie jest tam czynna kuchnia ...

Było śnieżnie i zimowo...jak powinno być w ferie.

Tymczasem w nocy przyszła gwałtowna odwilż. Na szczęście w niedzielę mieliśmy gości a mianowicie przemiłą rodzinkę yaretzkych. Przewidująco przywieźli ze sobą słońce (które, nawiasem mówiąc, przy wyjeździe skwapliwie zabrali ze sobą...).
Odwiedziliśmy pobliski Lwówek Śląski i poszliśmy żółtym szlakiem do Szwajcarii Lwóweckiej. Jest to fajne zgrupowanie skałek piaskowcowych. Podobno największe po Górach Stołowych.
Kilka fotek dzięki uprzejmości Państwa yaretzkych:


Staraliśmy się podtrzymać iluzję, że nadal jest zima, więc daliśmy się przekonać yaretzkej do lepienia bałwanka:

Przeszliśmy się wspólnie po tym miejscu jak i dalej na Skały Panieńskie , zeszliśmy z powrotem do Lwówka :
a na koniec poszliśmy na zasłużony obiad do Kuźni 1755. Dają tam dobrze zjeść , chociaż nie należy się nastawiać na jedzenie i ceny barowe. Bardzo smakowała nam grzybowa i sałata z grillowanymi warzywami.
Było mi extra miło poznać tę rodzinkę! No ale pogodę zabrali i tak.

Poniedziałek przywitał nas deszczem...lało od samego rana i było tak przez cały dzień. Podjechaliśmy zatem tylko na krótkie zakupy do Czech a zamiast wycieczki w czeskie Izery w okolice Hejnic pojechaliśmy na zamek Czocha, który jakoś nigdy dotąd nie stał się moim celem.

Zamek zwiedza się z przewodnikiem, w naszym przypadku był to młody człowiek fajnie i z humorem opowiadający o historii zamku.
Weszliśmy również na wieżę, chociaż część ekipy miała potem trudność z zejściem stromymi schodami...

W kolejny dzień pojechaliśmy do Szklarskiej Poręby i weszliśmy na Halę Szrenicką, trasa znana i oklepana. Wielu ludzi na tej trasie jednakże kończy wycieczkę już koło wodospadu Kamieńczyka.
Mgła odstraszyła nas od wchodzenia na samą Szrenicę, chociaż potem trochę żałowałem, że ekipie odpuściłem.
Aha wybitnie przydały się raczki – moje "pro" a ekipę zaopatrzyłem w podkładki z „pinami” z biedry – zdały egzamin nadspodziewanie dobrze na śliskiej nawierzchni.

W środę pojechaliśmy do Świeradowa-Zdroju i pierwszy raz miałem okazję przejechać się tamtejszą gondolówką. Cena biletów turystycznych jest imho horrendalna - rodzina 4 osobowa musi wydać 92,- za jednorazowy przejazd w górę.


Na Stogu Izerskim śnieg jeszcze się trzymał, chociaż oddawał pola.
Szlak w stronę Łącznika i Smreka.
Do przełęczy Łącznik było znośnie, potem pod śniegiem pojawiła się woda.
Niestety skończyło się to zamoczeniem nóg.

Szło się trochę niewygodnie, krótki odcinek do Smreka zajął nam sporo czasu ale było ok.
Na wieży był spory wicher ale wlazłem dla kilku fotek.
Widać Jeszted z wieży:
I widok w stronę północną
Powrót do schroniska
Samoloty napisały na niebie nie wiedzieć czemu "XI"
Grzbiet Kamienicki
Po drodze do Świeradowa
No i po zejściu na dół obowiązkowa wizyta w Domu Zdrojowym i sączenie wód

Dzień zakończyliśmy obiadem w restauracji "Mały Dworek". No i niestety w czwartek wyjazd.

Na koniec kilka słów o naszym luksusowym lokum. Pałac Brunów

Zdaje się, że pierwszy raz spałem w takich klimatach, moim dziewczynom bardzo się podobało. Za cenę poniżej 80 zł (oferta "zakupów grupowych") za osobę mamy noclegi w dwóch o g r o m n y c h pokojach ze śniadaniami, dodatkowo dostaliśmy obiad dla wszystkich (oraz dwa winka...), kuchnia jest naprawdę na wysokim poziomie, nam zaserwowano pomidorową-krem , kaczkę oraz na deser pyszną pieczona gruszkę.
W podziemiach jest nowiutka, pięknie zaprojektowana i urządzona strefa z basenem, 3 saunami, 2 jaccuzzi, full wypas.

Szkoda, że sam jako dzieciak nie byłem na takich feriach...