piątek, 8 sierpnia 2014

Wysoki i Niski i Wysoki - Jesioniki po kolei



Jeseniky+Rychlebske Hory

2014, sierpień



8.08.2014
Wyjazd namiotowy w silnym składzie i jeszcze na dokładkę autem? Prawie niemożliwe.
- Fransuła
- Menel
- Mhu
- Michun

Umówiliśmy się z wrocławską częścią ekipy na stacji benzynowej, menelski się spaźnia. No i co z takim zrobić?
Ale i tak tracimy mnóstwo czasu na A-4. W takim razie na luzie toczymy się do granicy bocznymi drogami na Paczków.

Trzeba kupić zasoby koron, ja potrzebuję więcej, bo planuję być nieco dłużej. Niestety, w Paczkowie jest już za późno na zakupy w kantorze. Na granicy też już nic nie jest czynne.

Przekraczamy granicę i w przydrożnym barze dowiadujemy się, że w Javorniku w knajpie kupimy korony po przyzwoitym kursie od "tajemniczego dilera"😃. I tak się stało, w ciemnym korytarzu dokonaliśmy cinkciarskiej transakcji jak za dawnych czasów😊.

Zapodaliśmy grupowo do "Bukaresztu", który ostatnio tak nas pysznie uraczył czosnkową. Tym razem jest dobra, ale nie tak rewelacyjna - zapewne z dwóch albo trzech porcji w magiczny sposób po dolaniu H2O powstały cztery 😆.

W końcowym etapie jedziemy krętą drogą do Brannej, gdzie furmankę mhu zostawiamy na parkingu przy kościele. Dopiero teraz może się zacząć nasza trasa. Menel zachwala jako miejsce biwakowe pola nad Předním Alojzovem. Ruszamy przy zmierzchającym świetle. Nagle mhu odbiera telefon z Polski i stwierdza, ze musi wracać. Nie ma siły, zostajemy we trzech. Nóż otworzył mi się w kieszeni.

Na czołówkach podeszliśmy jeszcze ze dwieście metrów i rozbiliśmy obozik.

(fot. menel)

9.08

Miejscówka rano okazuje się faktycznie wyborna - widoczek do śniadania:



Nasz biwaczek:

(fot. menel)


(fot. menel)

Po śniadaniu trzeba się spakować i w końcu iść. Nasza droga prowadzi na początek zielonym szlakiem doliną Huczawy. Przez las, który trochę chroni nas przed upałem, docieramy do Josefova (taka opuszczona wieś), potem do Hášovej chaty.

Jeszcze trochę wysiłku pod górę i wychodzimy na szczyt Vozki /1377/. Otwiera się stąd już widok na główny grzbiet wraz z Pradziadem.


My sobie idziemy dalej trochę na dół a trochę pod górę do Kamiennego Okna:

(fot. menel)

Okno - tu mnie Menio sfocił , a ja okienko:


I jeszcze rzut oka wstecz na Vozkę, tak, stamtąd idziemy:

(fot. menel)


A nasz pośredni cel to knajpy na Červenohorském sedlu /1013/.
Na stół wjeżdża przede wszystkim...boróvkova "lemoniada"😃.
Potem dopiero myślimy o jedzonku. Bierzemy kachnę i nie chodzi tu o polędwicę jakiejś nieszczęsnej Kaśki 😁 tylko o pieczoną pyszną ćwiarteczkę kaczki.

Pogoda dynamicznie się zmienia i na zejściu żółtym szlakiem dopada nas deszcz. 
Na Czerwonohorskim schodzi nam sporo czasu , marudzimy z decyzją , którędy iść.
Ale dzięki tej zwłoce intensywny opad tylko lekko nas zahacza. Stoki wokół doliny Desny po ulewie:


Od Koutów idziemy już niestety dziesięć kaemów - parującym asfaltem. Na tym odcinku każdy idzie swoim tempem...Doliną Desny dochodzę do dolnego zbiornika Dlouhé stráně.

Mogę tu obserwować upuszczanie nadmiaru wody efektownym pióropuszem. Moc była taka, że pył wodny dolatywał na drugą stronę zbiornika.




Droga dłuży się niemiłosiernie ale lazłem już tędy więc niby wiem co i jak.
Ostatni odcinek, ten stromy przez las idę już w zmierzchu, słoneczko wyprawia z chmurami cuda:







Menel na nas czeka. W utulni Jeleni Studanka jest już pięcioro Czechów.
Robimy sobie kolację gotując i trochę wpieniamy jednego z nich, który najwyraźniej miał jakiś problem i uważał, że o 21 wszyscy powinni już spać. Ale my na głodniaka nie zamierzamy. (Potem rano nas przepraszał 😂 za te wszystkie prdele itd)

10.08.2014

Rano przed utulnią, humorki dopisują :


A tu rano Menel w czasie pudrowania noska i poprawiania makijażu:
 

Do Skřítka schodzimy szlakiem zielonym, jeszcze Břidličná hora /1358/: 
 
(fot. menel)

Idziemy dalej przez Pecny /1330/.
Na Pecny'm robimy ostatnią foteczkę : 
 
(fot. menel)

Gołoborze na Strąconych Kamieniach:

 

Menio w swoich klimatach zatem banan na twarzy:
 

Idziemy jeszcze parę km razem na Skrzitek, niedziela robi się coraz ładniejsza. 
Przełęcz oddziela Hrubý Jeseník od Hanušovickiej vrchoviny. 
Daro fotografuje Pana Wacka:

Niestety , wszystko co dobre się kończy - chłopaki odjeżdżają a ja zostaję na przełęczy.
Cały dzień i kilka kolejnych przede mną...

Po rozstaniu z chłopakami Na Skrzitku chciałem podążać ogólnie w kierunku południowo-wschodnim a w pierwszej kolejności odwiedzić ruiny Rabsztajnu.
Na polanie pod ruinami (o jakieś 500m) stoi gospoda Rabsztejn a przy niej samorzutnie stworzone pole namiotowe, oblężone głównie przez wspinaczy, boulerowców i innych wszelkiej maśći "łojantów". 

Wyglądało to razem bardzo sympatycznie.
Nad ruinami wznosi się zarazem szczycik Zadni Skały (803), na który dostaniemy się za pomocą sztucznych ułatwień:


Widok ze szczyciku jest zaiste zarąbisty:

- z morza lasów Hanuszowickiej Vrchowiny wyłania się południowy skraj grzbietu Wysokiego Jesenika. 

Wspinacze przy swoich zabawach:

Tu tylko linę zdążyli powiesić i poszli pić...mleko 😉
 

Tabliczka w wc w hospudce mówi nam , jak segregować oddawane płyny, widocznie idą do wtórnego przerobu:
 

Podejmuję tutaj wiążącą i istotną decyzję - zamiast iść przez coraz niższe pagórki HV na południe skieruję się w stronę Rymarzowa i tam zobaczę co dalej.
No ba , łatwo powiedzieć , to raptem 13 km przez lasy ...wystawia to na próbę moje psychiczne siły. Długie leśne odcinki pozwalają zaprzyjaźnić się samemu ze swoim umysłem,  potem to dla mnie był już standard - drogowskazy 10, 12.5 km do czegoś tam 😁
Wymyśliłem nawet nową miarę zamiast 1 km - 1 mila jesenicka równa 2.5 km i to dopiero był odcinek, który warto odliczać.
Widok na Hruby Jesenik po wyjściu z lasu

Rynek w Rymarzowie:

Doszedłem tam w gorącym popołudniowym słońcu i już prawie byłem zdecydowany, by tam pozostać i rano szukać jakiegoś połączenia na południe, w Niski Jesenik. Szczególnie korciło mnie kąpielisko, niestety, wyraźnie napisali, że "taboriste zakazano"
Poszedłem bez szczególnej nadziei na autobusowe nadrazi a tam cud - okazuje się,że za 15 minut mam autobus do Szternberka. No to hajda, autobus jedzie przez pagóry czymś w rodzaju dróżki rowerowej 25 km w godzinę... 


Szternberk fajne miasteczko , klimat lekkiego zaniedbania , jakoś swojsko się czuję. Zamiast do czeskiej trafiam do wietnamskiej knajpy. 
Ryneczek:


Bez większego napinania się na szukanie miejscówki idę na pole namiotowe Dolni Żleb (70Kc za stan) - ciepła woda do oporu, uff.
Niedziela była najładniejszym dniem wyjazdu i miała być też dniem lajtowym (30km). 

Na drugi dzień odkrywam dalej w dolinie fajne jeziorko z potencjalną możliwością stanovania za free:

Wysokości bezwzględne niby nieduże , ale radzę każdemu zapoznać się z podejściem z doliny Sitki na krawędź masywu Niskiego Jesenika (z 300m npm na 550). 
Następny przystanek - przirodni koupaliszte Dalov:
 
Tutaj szaleję w wodzie 😁.
Mały relax w Dalovie - pivo , rohlik i plaster mięsiwa:

Stamtąd ruszam polną drogą , z południa nadciągają burzowe chmury co mnie dopinguje do większego wysiłku.
Krajobraz Niskiego Jesenika w drodze na Pomezi (703)

Gdzieś tutaj dopadają mnie dwie burze i najbliższe pół godziny spędzam w krzaczorach, czekając aż się rozejdą na boki.
Kilka kilometrów przez las i wychodzę na pastwiska wokół Detrzichova, za wioską widać już dzisiejszy główny cel - masyw Slunecznej (800), najwyższy punkt NJ:

W Detrzichowie odwiedzam motoreścik , dzienne "meni" za 69 Kc!
Sluneczna niby niewysoka no ale te 200m trzeba podejść. Na szczycie wpis do księgi i spadam dalej na północ, bo mam dziwne przeczucia co do pogody.
 

Zmierzam w stronę oddalonej o kolejne kilka km wioski Lomnice, tuż przed stacja kolejową spadają pierwsze krople solidnego deszczu ale załapuję się jeszcze na piękny widok całego głównego grzbietu Hrubego Jesenika z tej nietypowej dla polskiego turysty i niewidzianej dotąd przeze mnie, południowowschodniej strony :


Z Lomnic podjeżdżam (za free, bo konduktor się nie pofatygował) 2 stacje do Bruntala a stamtąd - już autobusem ale wciąż w deszczu - do Vrbna pod Pradziadem.
Już po ciemku odnajduję camp Dolina i się rozbijam pod świerkami. 
Kolejny lajtowy dzień - 31km 😄


Rano nie pada. Idę uregulować za pole , zamiast 100Kc szefowa bierze ode mnie 50 - "zleva" dla uczciwego turysty 😊.
Nie idę od razu w góry bo chcę zobaczyć Karlovą Studziankę. A poza tym mam umówione spotkanie z tym Panem :
 

Miejscowość faktycznie urokliwa , trochę sporo ludzi bo to tylko jedna ulica w wąskiej dolinie.
 

Ja po krótkim śniadaniu na ławeczce wbijam na "modry" szlak aby zobaczyć dolinę Bilej Opawy. Robi to miejsce wrażenie , klimaty trochę tatrzańskie.

Piesek niesie ze sobą prowiant: 
 

W dolinie skromna wiatka na awaryjne spanie (jeszcze przed granicą NPR Praded)
 

Ścieżka na stoku, niebieski szlak wspina się odważnie w górę:
 

Sam Pradziad tego dnia mało dla mnie przyjazny , gwiździ i duje. W knajpie drogawo i zupa jak to czeska zupa:  szara. 
 

Idzie mi się tak sobie przez Jezernik i Klinovec, pogoda zagraża deszczem ale w końcu obywa się na paru kroplach. Na Czerwonohorskim jakiś tani obiad tym razem w barze naprzeciw hotelu. Potem przypadkiem gubię czerwony szlak i idę za to biegówkowym do zielonego, okazuje się nawet fajny. 
We Wrzosowej Studziance kilka prób dostania się na górę kończy się fiaskiem (drabiny brak , ławki łotry połamali), padam do śpiwora po lajtowym dniu (28km) i zasypiam , jest naprawdę zimno jak na sierpień, na pewno poniżej 8-10 stopni.
 


Ranek jest piękny , zupełnie inny niż wieczór, chmury uciekają w popłochu a mnie czeka podejście na Keprnik /1423/ a potem Szerak.

Z Keprniczka panorama cudowna , super prezentuje się wystający ponad chmury szczyt Śnieżnika

Widok w stronę Rychlebów, przez które będę wracał do kraju
 

Pożegnanie z głównym grzbietem
 

Na Szeraku /1351/ wyciąg wypluwa kolejnych turystów bliskiego zasięgu. Wśród nich buszuje śmieszny pies z różowym nosem, domagając się natarczywie poczęstunku i coraz to kogoś naciągając na żarcie :
 

Ja po strasznie drogim toście (ale już nie mogłem wytrzymać 😂) schodzę niemiłosiernie długim żółtym szlakiem na Jesenik.
Tu fajniejsze miejsce , u góry Jesenicke lub Prysznicowe (od Pana Vinzenta Priessnitza , co natrysk wymyślił) Lazne

W Jeseniku trochę barłożę w barze , smażony syr i kolejna szara zupa 😄.
Miałem plan iść poprzez Studniczny Wierch ale nie wychodzi mi nijak kalkulacja sił do godzin i kilometrów...
Wybieram wariant z podjechaniem kilku km do Jaskini Pomezi. Stamtąd ruszam żółtym przez Smrcznik i dalej.
Wyłania się przede mną masyw częściowo ukryty w chmurze, załamany zastanawiam się, jak tam wejdę...po chwili orientuję się,że to Szerak i nie muszę tam wchodzić 😁
 

Solidne podejście i tak mnie jednak nie ominie, przecież przed Obłym Wierchem zaczyna się podchodzenie na Lvi Horę /1040/ i niestety zaczyna padać. Łącznie od Jaskini trzeba podejść ok. 560 m. 
Buty szybko padają w mokrej trawie , szlak mało uczęszczany. Czechy po mnie płaczą😇.
Po drodze jednak czeka mnie miła niespodzianka w postaci wkładu do zupy:


Tuż przy ścieżce spotykam taką oto zmokłą koleżankę :


Namiotu na Smreku nie chce mi się w deszczu rozkładać, padam na krzywą ławkę i jakoś tam przesypiam do rana. 
(29,5km  1050m pod górę)


Rano nie pada , oto wiata na pamiątkę

Zamiast iść jak zwykle grzbietem schodzę tym razem na czeską stronę doliną Strebrnego Potoku, oczywiście sama ścieżka wygląda jak potok.

Tu fajne miejsce - Nýznerovsky srub, połowa zamykana a połowa otwarta dla viatingu;  jest tam nawet kominek, przy którym grzeje się jakaś zmokła od wczoraj grupka.
 

Zbaczam na biały szlak biegówkowy, w pewnym momencie zauważam bardzo podobny do śnieżnickiego domek.
Daje się wejść tylko do przedsionka , dalej zamknięto.
 

Ostatni czeski akcent - studzianka Peklo tuż pod przełęczą o tej samej nazwie.
 

Dalej skok przez granicę i schodzę na Bielice.

W Cyborgu następująca fraszka:
- doprowadzam się do względnego ładu , następnie przebieram się;
- pytam grzecznie panią , czy są już dania obiadowe (było ok. 12);
- pani odpowiada - oczywiście, już są, zaraz będą, na pewno będą... ale około 14.30 a zupa może nawet szybciej...

- ja : 😖

- pani : no to może chce pan zupę z wczoraj...kalafiorową...

- ja : (to jedno z tych warzyw, za którym nie przepadam) hmmm... wziąć czy nie wziąć...oto jest pytanie...to może jednak wezmę...

i po tej zupinie łapię stopa do Stronia Śl.

Koniec.