wtorek, 21 czerwca 2016

Wzgórza Włodzickie


Wzgórza Włodzickie

2016, czerwiec



Od dłuższego czasu i to liczonego w latach menel namawiał mnie na Wzgórza Włodzickie - że niby piknie, klimaty-sraty-pierdaty, że to, że śmo. Nie to, żebym nie dawał temu wiary, ale zawsze wygrywały jednak wyższe okoliczne górki, np Sowie.

Tym razem jednak tak się złożyło, że splot okoliczności wpłynął na wybór miejsca kolejnej traski na korzyść - Wzgórz Włodzickich!
Z moich okolic zabrał się ze mną Radek - mój koleżka z lat dawniejszych, z czasów wakacyjnego bywania w Beskidzie Niskim oraz towarzysz kilku wyjazdów w różne górki i góreczki.
Przed południem lądujemy na Przełęczy Sokolej i zostawiamy tam auto na parkingu.
Imprezę inaugurujemy Holbą w najnowszej knajpie, "Karczma Pod Sową".



Jest już mocno gorąco, na szczęście mamy dość lekkie plecaki ze względu na pogodę i brak namiotów.



Docieramy do zielonego szlaku i nim zmierzamy przez las w stronę Świerkow Dolnych. Po drodze udaje się wejść do sztolni w górze Gontowej.







Po dotarciu do doliny Włodzicy zaczyna się uciążliwe podejście na szczyt Włodzickiej Góry/757/, w narastającym upale przechodzimy przez odkryty teren i zagłębiamy sięw końcu w las.



Na górze i po wyjściu na odsłonięty grzbiet pojawiają się czasem zbawcze podmuchy wiatru. Idziemy sobie grzbietem i ten odcinek jest faktycznie cudowny - widoki na obie strony zarówno na miejscowości jak i pasma górskie - na północy Sowie, na południe od nas - graniczny grzbiet Suchych czyli części Kamiennych.







Robimy sobie postój w okolicy kowbojskiej




Dziesięć kilometrów mija nam dość szybko na rozmowach o tym i owym oraz na podziwianiu widoków. W porze obiadowej schodzimy w kierunku Nowej Rudy. Upał popołudniowy wyciska z nas wszelkie poty...Temperatura w cieniu osiąga ok. 36 stopni a w słońcu to strach myśleć.

Tak zachwalany wielokrotnie bar "Kolorowa" spełnia moje oczekiwania połowicznie - grochówka jest dość dobra, natomiast gołąbki to przerośnięte pakuny ryżu.

Ponieważ bar zamykają o szesnastej, przenosimy się do "Kameralnej" oczekując na menela piwkujemy i obserwujemy życie w miasteczku.




Po spotkaniu uzupełniamy zapasy wody, wychodząc z "Żabki" dostaję potężną "pamiątkę na szczęście" od jakiegoś wielkiego i wybitnie celnego ptaka ...




Zielonym szlakiem dostajemy się na szczyt Góry Św. Anny/647/

Z wieży ładnie widać okolicę, można dostrzec twierdzę srebrnogórską.




Dalej szlakiem schodzimy do Bieganowa. Na tym odcinku szlak został przeznakowany ze względu na brak zgody właścicieli gruntów, przez co omija studnię. Do studni można się dostać podchodząc od rozdroża w górę.


Jeszcze mozolne podejście na Górę Wszystkich Świętych/648/ i możemy odpoczywać i popasać. Niestety, nie jest nam dane zaznać spokoju-przy ognisku i ruszcie siedzą młode mamuśki z dziećmi w liczbie tuzina: Vaneska, Nicola, Brajanek, Dżesika i ich rówieśnicy hasają a co gorsza drą paszcze na całego.



Po dwóch godzinach przychodzi wreszcie upragniony zachód






i towarzystwo powoli się rozchodzi. Musze tu oddać sprawiedliwość paniom, bo oddały nam upieczone ale niezjedzone kiełbasy więc mieliśmy zagrychę do wina.


(fot. menel)


Śpimy na trawie, niestety jakoś w nocy menel wpada w panikę z powodu odległych błysków i ewakuujemy się do wiaty na kamienną posadzkę.

Poranek wita nas pełnym słońcem, już od ósmej pali i piecze 8-/

Wracamy do Góry Św. Anny częściowo po starym przebiegu szlaku i odbijamy na żółty w stronę Ścinawki.



Nie dochodząc tam odbijamy w prawo, po pewnym czasie dochodzimy przez łąki do toru kolejowego, idziemy nim kilkaset metrów i schodzimy na Włodowice.



W malym sklepiku robimy odpoczynek i popijawę napojów gazowanych bezalkoholowych.

W końcu zmuszamy się do wymarszu w stronę Rzędziny i dalej granicznego szczytu Ptaci vrch/539/. Pojawił się tam nowy dojściowy szlak niebieski, jeszcze niezaznaczony na mapach.



Dalszy odcinek wspominam z odrazą - szlak jest totalnie zarośnięty wszelakim zielskiem do wysokości półtora metra, wśród zielska króluja paskudne jadowite pokrzywy . Ja w krótkich galotach, do tego uczulenie na wszelkie chwasty -efekt był taki, jakby mi czerwone mrówy obsiadły girska. Tu akurat w nieszkodliwych paprociach :



Dalej niestety nie jest lepiej ale pod innym względem - szlak przechodzi stromym trawersem przez zbocza Wysokiej/750/ i idzie sie tam bardzo niewygodnie ze względu również na kilkunastocentymetrowe odrosty buczków, o które wciąż się potykamy.

Po zejściu na przełęcz w pobliżu Dworków wreszcie zalegamy na łące i robimy sjestę. Ale jaka to była sjesta! Leżymy co najmniej półtorej godziny pojadając, popijając i pogadując :



W końcu trzeba ruszyć szanowne tyłki i iść dalej. Upał nadal wielki, ale idziemy lasem, więc nie jest źle.

Następny odcinek jest przyjemny- przez Słoneczną Kopę/723/ idziemy na Leszczyniec/736/ z Trójpańskim Kamieniem.



Tu dowiadujemy się, że Polska pokonała w karnych Szwajcarię!

Idziemy oblać te wiadomości do Janowiczek, z kilku tamecznych knajp wybieramy Vyhlidkę. Podają nam tradycyjny gulasz wołowy z knedlikiem, my z Radkiem zapijamy soczyście pivem, menel tradycyjną kofolą.

Siedzimy długo bo do wiaty mamy żabi skok, podziwiamy Broumovske Steny i obliczamy szanse na zlewę tej nocy.



Nocleg mamy zamowiony we wiacie granicznej, potwierdzamy rezerwację i rozkładamy się na wysypanym grysie.




Niedziela wita nas zmianą pogody i ulgą od upału.Do zejścia wybieramy szlak rowerowy biegnący na Bartnicę i Kolce.



Razem z tymże szlakiem przechodzimy dalej na Sierpnicę.



Dalej już niestety asfaltem, ale Sierpnica jest przyjemną spokojną miejscowością (jeśli nie liczyć jakiegoś amatora rajdów w zdezelowanym subaru...).

Po dojściu do Rozdroża pod Sokołem/741/ otwiera się widok na Małą i Wielką Sowę



Jeszcze krótki odcinek do przełęczy Sokolej i jesteśmy przy aucie. Wycieczkę zakończyliśmy tradycyjnym polskim obiadem w Sowiej Grapie, polecam.

Nareszcie byłem na Wzgórzach Włodzickich!!!