sobota, 16 września 2006

Tatry Vysoke. Gerlach.

Tatry Wysokie


2006, wrzesień






Pojechałem w ciemno nie znając nikogo z towarzyszy tego tatrzańskiego tygodnia.

Spotkaliśmy się w Zakopanem - zbiórka udała się i wsiadamy w autobus na Łysą Polanę.
Zapoznawcze piwo, jeszcze wszyscy nieśmiali
Łapiemy szczęśliwie autobus do Smokowca. Kiedy wysiadamy na przystanku, atakują nas cygańscy naganiacze. 
W sumie nie mamy nic do stracenia ani "pomysła" na kwaterę, więc z jedną z gospodyń, panią Holubową, jedziemy do Novej Lesnej. 
Instalujemy się w chacie w cygańskiej, dolnej części wsi. Trafiliśmy całkiem fajowo.







Trzeba spać, bo na jutro jest przewidziana pierwsza wycieczka.

Dzień drugi. Mimo, że się wstawać nie chce, to trzeba! Trza być twardym a nie miętkim!

Nasz pierwszy cel to Sławkowski Szczyt, widziany już z naszego przystanku:
Wracamy do Starego Smokovca i podchodzimy przez las.
Przegląd techniczny butów:
Nasza wesoła piąteczka:






Grunt, to dobre odżywianie na szlaku
Podejście na Slavkovsky Stit jest długie i żmudne, prawie półtora kilometra w jednym rzucie pod górę...Dobre ćwiczenie kondycyjne.






Slavkovský štít (2452)
Wróciliśmy oczywiście tą samą drogą i tak dobry początek został zrobiony.
Pierwszy dzień dał mi w kość i powrót do intensywniejszego chodzenia był trochę
hmm bolesny - krótki oddech, słabe mięśnie, obolałe nogi...

Dzień trzeci.

Z przesiadką udajemy się do stacji Štrbské Pleso.
Odcinkiem Magistrali przeszliśmy nad Jamske pleso. 
Tutaj zaczyna się podejście niebieskim szlakiem na Krywań.
Czeka na nas ponadkilometrowa różnica wysokości.



W Żlebie pod Krywaniem siedzi nosicz z przenośnym barem i sprzedaje różnorakie napoje i napitki. Np rum z kofolą.
Czyli przed nami jeszcze ostatnie kilkaset metrów i będziemy na szczycie.

Kriváň (2494 m)




Ze szczytu schodzimy dla odmiany szlakiem zielonym, do szosy w Tri Studničky.

Spodziewaliśmy się tu autobusu, niestety zdaje się, że nic nie będzie jechało. 

Ponieważ jest tu parking, biorę się na sposób i zaczepiam wracających do aut kierowców. 
Jeden z nich podwiózł nas uprzejmie aż pod stacyjkę w  Štrbskim Plesie. 
Stamtąd wracamy kolejką do naszej Novej Lesnej.

Dzień czwarty.

Większość ekipy robi sobie wolne i jadą do Popradu. Dlatego wybieramy się na wycieczkę we dwójkę. 
Powracamy z Malinowskim do Štrbskiego Plesa i idziemy w głąb Doliny Młynickiej.


Po wyjściu z lasu jeszcze prawie dwa kilometry idziemy przez kosówki aż pojawi się wodospad Skok:  
A po wyjściu ponad próg wodospadu - widzimy Pleso Nad Skokom
Po kolejnych 1,7 kilometra i prawie pół kilometra w górę naszym oczom ukazuje się Capie pleso


Kontynuujemy w górę i w górę po kamieniach i skale aż na przełęczy Bystra lavka /2300/ otwierają się widoki na obie strony.








  




Na przełęczy robimy krótki odpoczynek na łyk płynu i schodzimy do Doliny Furkotnej.




Czeka nas teraz zejście aż do Polany Szkutnastej. Mijamy po drodze Stawy Furkotne (Wahlenbergove).
Decydujemy się na podejście do Chaty pod Soliskiem, bo czemu nie. Jeszcze jakieś pivko i schodzimy wzdłuż wyciągu niebieskim do brzegów jeziora.
Na chacie lekkie podekscytowanie, bo następnego dnia mamy się udać na szczyt najwyższy.

Dzień piąty.

Wstajemy w czwórkę (jeden kolega stracił buty i wraca do domu) wcześnie rano i podjeżdżamy pierwszą kolejką do Tatranskej Polianki.
Tam odbiera nas gazik i podrzuca pod Sliezsky dom.
Idziemy szlakiem wzdłuż Velickego plesa ponad wodospad, a następnie vodca prowadzi nas w lewo aż do ściany.












Tu zakładamy dla lepszego samopoczucia uprzęże i wiążemy się liną, niby to dla asekuracji
 lotnej (buahaha) - i w górę przez Wielicką Próbę. Nasz vodca nieźle zionie "karbidem" od imprezy z poprzedniego wieczora.
Stromo w górę zdobywamy wysokość w trochę łatwiejszym terenie, aż dochodzimy do Przełączki nad Kotłem.
Po przewinięciu się na drugą stronę grani trawersujemy Gerlachowski Kocioł.
Gdzieś tu była chwila na mały odpoczynek przed dalszą trasą.
Następnie trawersujemy Mały Gerlach (Kotlový štít) i przybliżamy się znacznie do celu wycieczki. Teraz jeszcze omijamy Pośredni Gerlach schodząc na Wyżnie Gerlachowskie Wrótka i ostatni skok w górę - 
- na szczyt: Gerlach (Gerlachovský štít) /2655 m/




Na szczycie wszyscy piknikują


Trzeba nacieszyć się zwycięstwem i odpocząć przed zejściem. 
Jak wiadomo, przy schodzeniu jest łatwiej...zrobić sobie krzywdę.
Czekamy cierpliwie na swoją kolej, bo schodzą kolejne zespoły


W odpowiedniej chwili zagłębiamy się w otchłań Batyżowieckiego Żlebu.
Jest stromo i trzeba uważać, szczególnie na Batyżowieckiej Próbie czyli skalnej sześciometrowej ściance z kilkunastoma klamrami. Początek jest trochę niepewny, ponieważ trzeba opuścić się nie widząc miejsca, gdzie postawi się nogę.
Kończymy zejście u podnóża ściany - można się trochę powygłupiać na śniegu, Jarek tak się rozpędził, że zahaczył dupskiem o kamień.
Jeszcze rzut oka na zachodnią ścianę Gerlacha
Po zrzuceniu uprzęży pożegnalny toast z vodcą i możemy się odwrócić w stronę wylotu Doliny Batyżowieckiej.
A na progu doliny Batizovské pleso w takim śmiesznym kształcie.
Schodzimy zadowoleni z sukcesu, żółtym szlakiem na Vyšné Hágy.
Na kwaterze wygłupy i oblewanie wycieczki, w końcu byliśmy najwyżej w Tatrach i w pobliżu Polski nie da się wyżej...


Dzień szósty.
Dzisiaj miała być wycieczka lajtowa, ale szkoda odpuścić kolejny dzień tak pięknej pogody.
Na miejscu zostaje tylko Ala, my we trzech udajemy się do Smokowca. Tym razem z lenistwa podjeżdżam kolejką na Hrebienok a stamtąd idziemy na Polanę Staroleśną i do Schroniska Zamkowskiego.
Podchodzimy Doliną Małej Zimnej Wody do Terinki, ten szlak nie jest mi obcy - byłem tu przecież w poprzednim roku.


Przy schronisku robimy sobie krótkie 5 minut.
Idziemy teraz w głąb Doliny Pięciu Stawów Spiskich i przechodząc przez próg skalny dostajemy się do Dolinki Lodowej.
Za rozstajem szlaków żółtego i zielonego widać dokładnie nasz cel i jak drapią się tam ludzie.
Drapiemy się zatem i my.
Na Czerwonej Ławce /2352/
Z tej kultowej przełęczy schodzimy oczywiście na stronę Doliny Staroleśnej.
Po drodze wita nas Zbójnicka Chata. Chwila relaxu. To była nasza ostatnia wycieczka na lekko na tym wyjeździe.
Wracamy do Smokovca i do naszego "cygańskiego domu". Wieczorem gospodarze zapraszają na pożegnalnego kielona. Robimy ostatnią imprezę ze słowackimi umami i boroviczkami.

Dzień siódmy.

Nie tak wcześnie rano ale nadal rano zwijamy się i idziemy na kolejkę. Trzeci raz jadę do Štrbskiégo Plesa. Droga prowadzi nas nad Popradské pleso i do schroniska nad jego brzegiem. 
Dalej idziemy Doliną Mięguszowiecką aż do rozstaju Nad Żabim potokiem, gdzie skręcamy w prawo.
Gdzieś tutaj stoi przechowalnia towarów do wniesienia do schroniska Chata pod Rysmi.
Teraz zaczyna się stromy odcinek prowadzący do Żabich Stawów. Po wejściu wyżej można podziwiać potężny mur Satan-Hlinska veża-Koprowy Wierch

Jeszcze parę łańcuchów nad Żabią Doliną i można wypoczywać przy schronisku. Kto wniósł coś z zapasów, dostaje herbacinę albo i dodatkowo rum, w przypadku cięższych ładunków.




Ostatnie podejście na słowackiej ziemi prowadzi nas na Rysy przez Przełęcz Waga.
Jest piękny dzień, więc na szczycie roi się od ludzi.






Przekraczamy granicę koło najwyższego w Polsce słupka granicznego i zaczynamy schodzenie. Po tygodniu rozchodzenia prawie nie dotykam łańcuchów zawierzając podeszwom butów, wyprzedzam kolejnych turystów...
Widzimy polską klasykę tatrzańską:




Pożegnanie przy schronisku trwa krótko - moi towarzysze spieszą się na pociąg z Zakopanego. Szkoda, że te dni już minęły! Zdążyliśmy się zgrać. Ja zostaję w schronisku nad Morskim Okiem.
(do tego miejsca zdjęcia Piotr, łowca i ja, dalej tylko ja)
Spędzam noc w schronisku, nie bardzo pamiętam co się działo bo nie działo się nic 😄.

Dzień ósmy.

Dzisiaj czeka mnie przejście do Zakopanego przez dwie granie.
Dlatego wstaję wcześnie i po szybkim śniadanku ruszam szlakiem żółtym. Na początek 800 metrów w górę.


Po pewnym czasie i wielu zakosach widać już przełęcz:
Po dwóch godzinach staję na Szpiglasowym Wierchu /2172/
Widoki z Przełęczy Szpiglasowej na obie strony są superaśne
Widzę stąd potęgę Koziego Wierchu, i Szeroki Żleb, którędy zamierzam podejść: 
Jeszcze łańcuszki na zejściu i jestem na dnie Doliny Pięciu Stawów Polskich między Czarnym a Wielkim Stawem.


Trzeba zebrać siły, coś przełknąć i dymać czarną farbą pod górę te 600 metrów...Im wyżej, tym widok robi się znów coraz to bardziej rozległy, taki banał: 


Kozi Wierch /2291/ - w końcu patrzę na drugą stronę grani...
Przyszła pora na zrobienie kawałka Orlej. Po chwili wytchnienia idę w kierunku Żlebu Kulczyńskiego, mam widok na ten fajowski kominek:
Jeszcze moment i sam tam wiszę na łańcuchach. Plecak z tygodniowym bajzlem...no cóż...nie pomaga.
No to na Granaty!



Przez Granaty przelatuję, tylko kolejka przy szczelince mnie chwilowo powstrzymuje. 
Robię rzut oka za siebie - żegnajcie słowackie turnie.
Przede mną zadanie na popołudnie - bezpieczne zejście do Gąsienicowej na zmęczonych nogach.
Idzie to w miarę sprawnie aż w końcu staję na brzegu Czarnego Gąsienicowego.

Szybkie przejście do schroniska wzdłuż Stawu i można wreszcie odpocząć i zjeść coś konkretnego.
To ostatnie schronisko górskie na tym wypadzie, słynny Murowaniec.
Późne popołudniowe słońce, cienie się wydłużają. Wychodzę na Przełęcz między Kopami. Znów klasyczny widok miły sercu każdego tatroluba.
Pożegnanie z Tatrami zawdzięczam temu leżącemu panu widzianemu z drogi przez Skupniów Upłaz:
Jeszcze Boczań, jeszcze Kuźnice...No i koniec tej wycieczki... na dworcu pkp. Tak prozaicznie kończy się jeden z najfajniejszych pobytów w górach.