niedziela, 13 października 2013

Po polskich i czeskich Kruczych, Vranich i Karkonoszach

Góry Krucze+Karkonosze (Grzbiet Lasocki)

2013, październik




(Niestety, z tej wycieczki straciłem wszystkie zdjęcia i został tylko suchy opis. Dlatego wykorzystałem kilka zdjęć z sieci z podaniem źródła, dla zobrazowania charakteru tych górek).


Znów się udało wyskoczyć...z krążenia paluchem po mapie wynika ,że należy się udać do worka...najlepiej , do Worka Okrzeszyna :)

Byłem tam krótko swego czasu i muszę przyznać , że rejon zrobił na mnie extra wrażenie. No ale Woreczek malutki a ochota duża...to może jakoś przedłużyć trasę gdzieś w nieznane? 


No to pach - w piąteczek wyruszam via Wro-Sędzisław-Kamienna Góra i trafiam do Okrzeszyna około trzeciej po południu. Idę sobie do granicy i zaczynam się wspinać wzdłuż słupków, a co, zielonym szlakiem już szedłem.

Wychodzą na jaw braki w kondycji , od wakacji chyba mi się pogorszyło...

Nic to, bo paru zadyszkach wychodzę na grzbiet i dalej już spokojniej .
Jeśli dobrze widzę to chyba widok w stronę Żaltmana ?
(-)
Koło kapliczki stoi cudna wiata z grilem.

(fot. mapy.cz lada.skop)

Kawałek dalej kolejna wiatunia koło punktu widokowego Krausova vyhlidka
Widoczki , jesień ale to już na Jańskim Vrchu (697) najwyższym w tej okolicy

Szlak zmienia radykalnie kierunek i po pewnym czasie widzę wyrastające z pól Vrani Hory , czyli czeską część Gór Kruczych

Z poziomu Beczkowskiego Potoku wbijam się coraz wyżej , po drodze atakuje mnie ognista czeska jesień.

Takie niby górki a proszę, jak potrafi być stromo - np na podejściu na stok Bogorii. Gdzieś tam przełażę granicę i dobijam do ścieżki na Kralovecky Spicak w rejonie Mravenci Vrchu .

Na 
Kralovecky Szpiczak /881/ dochodzę już wieczorem, widok na zachód sięga Czarnej Góry w Karczkach.
(fot. mapy.cz Miloslav  Psenicka)

Udaje mi się rozpalić małe ognisko , ale na krótko , bo przychodzi mżawka a potem w nocy ulewa.
Namiocik zdaje egzamin kolejny raz , problemów brak.


Poranek mało zachęca, ale widoczek na zachód jest jakiś. To dobrze wróży, bo idę właśnie w tamtą stronę.
Na dole przy rozstajach jest taki zabawny napis na rowerowym drogowskazie trochę na ambit rowerzystów, że niby kto wjedzie bez zatrzymania na Kralovecki Spicak, ten będzie kralem (czyli królem właśnie).
Stoki Kozlika
(-)
 Kralovecki Szpiczak 

(fot. mapy.cz)

Schodzę na Bernartice, jest to interesująca historyczna miejscowość
Podziwiam klasyczną Pietę.
A potem dziwny podwójny wiadukt 

(fot. mapy.cz Dana Voriskova)

Droga z zielonym szlakiem wznosi się z doliny stokiem Kozinca i doprowadza do miasteczka.

Jak w danej chwili wygląda ryneczek w Zaclerzu każdy może zobaczyć momentalnie:


http://kamery.humlnet.cz/pl/kamery

Zaclerz senny, prawie nic nie jest czynne 
Knajpy jakoś nie zauważam, idę zatem dalej w stronę przysiółka Prkenný Důl.

Potem chcę się dostać do czerwonego szlaku, ale zielony obchodzi bez sensu przez miejscowość, a nie chcę też dymać szosą. Dlatego wybieram szlak rowerowy czyli cyklotrasę oznaczona szarą kropką, która biegnie w interesującym mnie kierunku.

Idę dalej, aż w końcu dochodzę do czerwonego szlaku w miejscu, gdzie przekracza on szosę. Do Twierdzy Stachelberg, która leży kilkaset metrów dalej nie wybieram się, odstraszają mnie licznie zmierzający wtę i wewtę stronę turyści czescy.
Po krótkim odpoczynku ruszam czerwonym w górę - już w granicach KRNAP.
Za chwilę widać piękny bunkier - te położone w lesie są omszałe , te na polach - szarzeją betonem.

Nieopodal szlaku znajdują się pozostałości wioski Vernířovice (Wernsdorf) opuszczonej po II wojnie.
http://www.zanikleobce.cz/index.php?obec=2047
To taki "czeski Beskid Niski", można zaryzykować analogię. Odległą.
Widoczki z tych łąk nad Vernířovicami (fotki z innej mojej wycieczki, ale podobne)

oczywiście widać charakterystyczny garb Kraloveckiego Szpiczaka.
 





Szlak robi się chwilami "stromszy", w końcu muszę podejść z poziomu 650m npm (Vrchol silnice nad Babím) na najwyższy szczyt Rychorów - Dvorsky Vrch (albo Les) - 1033m npm.
Wędrówka grzbietem Rychorów zachwyca mię.
W końcu trafiam do Rychorskiej Boudy , po której sporo sobie obiecuję...
Robię przegląd bufetu :)
Pivo czapowane Krkonosz, specjalny ziołowo-jarzebinowo-jagodowy czaj, knedliki z mięsem  polievka "kysena" już zjedzona - to było coś w rodzaju żurku, ale niestety nie-kwaśna, bez kiełbasy ale za to z maślakami w całości oraz znacznie gęstsza niż standardowy żurek. Jeszcze takiej nie jadłem, przyznam , że wolę ichnią soczewicową albo czosnkową.

Wszystko pałaszuję i zasiadam na długo, kolejne pivko to Kozel.
Ludzie wchodzą i wychodzą a ja siedzę.
No ale w końcu podnoszę się i toczę dalej.
Po drodze krajobrazy robią się już karkonoskie.
Mijam Rychorski Kriż. Droga w okolicy Rogu granic jest sympatyczna, 
stoi tu również "trójkątna" wiata. 
Gdyby było ładnie , widziałbym już Łysocinę.
Kończę dzień na przełęczy granicznej pomiędzy Horními Albeřicemi a Niedamirowem z kolejną trójkątną wiaciną, mam stąd widoczek na Bukówkę.

 (fotka moja z innej wycieczki)
 (fotka moja z innej wycieczki)

Nareszcie koniec na dziś, pękło ok. 27km.
W nocy leje i duje a ja przeklinam tego Czecha, który nie zaopatrzył drzwi w jakiś dynks do przyciągnięcia ich do środka...trzy razy otwierają się w nocy!



Rankiem wstaję wcześnie, szybko się zbieram w obawie przed pogorszeniem pogody.
Wkraczam na Lasocki Grzbiet.
Do Lysecinskiej Boudy nie zachodzę, za dużo zbaczania. 

Na Rozdrożu pod Łysociną ścieżka zamienia się w strumyk, ale już nie pada.
W końcu po krótkim stromym odcinku wychodzę na grzbiet i szczyt Łysociny /1188/.
Po jakimś czasie wędrówki schodzę w dół na Okraj, który wita mnie przez chwilę słońcem.
Ale oto od polskiej strony nasuwa się wręcz dotykalna mgła...i koniec pieśni. Odtąd będzie już tylko wilgno i ponuro. Na Tabaczanej Ścieżce jest błocko, ale szybko się nią posuwam.
Kolejna wiatka (w Budnikach) - sucha i przyjemna do spania (nie raz wypróbowana).
Potem schodzę żółtym szlakiem wzdłuż potoku Malina, jest bardzo ciekawy i mało używany.
Potem łączy się z jakimiś końskimi i biegówkowymi trasami.
Koło leśniczówki stoi wiata w dość eksponowanym miejscu.
Potem jeszcze kawałek drogami biegówkowymi do Kowar i można wsiadać do autobusu.