2006, listopad
Częściowo posiłkowałem się pierwotną oryginalną relacją zamieszczoną na portalu, ale nie daje się w pełni wykorzystać bez cenzury, choćby powierzchownej XD
(__)
Wiadomo , że najtrudniej zacząć. Cokolwiek.
No to po kolei.
Najpierw trzeba pójść na piwo i do monopola.
Należy też zadzwonić do info-tele (czy aby jachty nie zdrożały).
Potem trzeba oddać szczocha.
No i wreszcie można ruszyć .
I wtedy okazuje się, że szlaku ni ma.
Jest tylko śnieg.
a na śniegu oni – zboczeńcy.
No to trzeba się pokrzepić
I jeszcze raz
i jeszcze raz
no i jeszcze raz
co było w tej pepsi? To co zwykle. Aaa, no to ok.
z Dzwonkówki idziemy dalej
Niestety, mimo, że opóźniamy jak się da, w końcu pojawia się schronisko.
i trzeba się zająć lekturą. Etykiet.
W nocy sobie pada to białe
A rano znowu nic nie można znaleźć. Może ten GPS na coś się w końcu przyda?
No to i tak trzeba iść w białe pii...
W Rytrze zjesz w kulturalnych, kurwa, warunkach.
Po posiłku w knajpie (która nota bene już nie istnieje w 2017 roku) leziemy znów w stronę zimy
A tu po drodze Cyrla nas rozpieszcza 😄
A tu jeszcze taki kawał, Jaworzyna Kokuszczańska, Pisana Hala, Wierch nad Kamieniem...
No i pada i zmierzcha się...
W końcu pojawia się nikłe światełko na Hali Łabowskiej. W schronisku pusto, w menu tylko kiełba. Jedliśmy też chleb do ostatniej okruszynki smarowany musztardą i keczupem.
Mamy zezwolenie na suszenie 😄
Ranek jest mądrzejszy od wieczora. Podobno. Pewnie nie dla każdego.
Mądry to byłby ktoś , kto nie chodzi trzeci dzień w mokrym śniegu
Wpadając co chwilę w wodę POD śniegiem
Fotoreporter już ma dość i nie daje rady, zostaje z tyłu wycieczki, lecz wymykając się pogoni trafia w końcu do "chatki wierchomlińskiej", gdzie zjadamy to i tamto z menu.
A teraz ostatnie podrygi, idziemy na Pustą Wielką /1061/:
a tu pojawia się - przez moment - pierwszy i ostatni promyk słońca widziany przez trzy dni:
Walter to aż się uśmiał z tego słońca, jak głupi do sera
no i na koniec okazało się, że wycieczka była do dupy i trzeba było jechać w Tatry:
Przez Stawiska schodzimy niebieskim na Żegiestów-Zdrój, gdzie pozostaje tylko oczekiwanie na pociąg na zimnej stacyjce i usiłowanie choćby obsuszenie się...brrr.