środa, 7 kwietnia 1976

Początek

Tatry


1976, kwiecień



Od tego wszystko się zaczęło. Nie ma to jak wycieczka zakładowaZa PRL takie oto eventy (ojej, przecież nikt nie znał takiego słowa!) opiekuńczy zakład organizował dla swoich ludzi pracy 😄
Nawet skądś pamiętam takie hasło wiszące gdzieś w mieście: "Dobrze pracujesz - dobrze wypoczywasz". 
Biuro mojego Ojca nie pozostawało w tyle i również organizowane były liczne wycieczki. W tym także zagraniczne do tzw. demoludów.
Pierwszą, którą pamiętam była wycieczka do Krakowa połączona ze zwiedzaniem jego okolic, czyli miedzy innymi Ojcowskiego Parku Narodowego z Pieskową Skałą na czele, jak również  Wieliczki z kopalnią. Pamiętam do dziś, jak bałem się ziejącego ogniem Smoka Wawelskiego!
Lecz pierwszą wycieczką prawdziwie w góry był wyjazd na Wielkanoc 1976 roku do domu w Szeligówce w Kościelisku koło Zakopanego.
W Tatrach panowała wtedy nadal zima, chociaż jak wynika z treści zachowanych widokówek, było dość ciepło. Było "ciepło, aż za ciepło", jak pisała moja Mama na zachowanej z tego wyjazdu pocztówce. 
Tu jesteśmy w jakiejś dolince reglowej a może w Kuźnicach? A może wywierzysko w Olczyskiej?

(fot. archiwum domowe)
Marzyła nam się wycieczka do Morskiego Oka w takich "pięknych okolicznościach przyrody, niepowtarzalnej" jak na tym archiwalnym foto:
(widokówka KAW z wyjazdu, fot.A.Chmielewski, zbiory własne)
Rzeczywistość jednak okazała się inna. Oto już w trakcie jazdy ogórkiem Drogą Oswalda Balzera zaczął padać kwietniowy śnieg. Na Włosienicy, do której w końcu dojechaliśmy, leciały już takie krupy: 
(fot. archiwum domowe)
Po wycieczce w padającym śniegu i przejażdżce na sankach zarządzono wcześniejszy powrót ze względu na warunki pogodowe. A tu nieprzyjemna niespodzianka: autobus nie mógł wyjechać z zagłębienia, w którym był położony parking. Wszyscy musieliśmy wysiąść z pojazdu i pchać! Panowie zaczęli podkładać świerkowe gałęzie pod koła napędowe autobusu. Dopiero wtedy udało się wyrwać autokar z tej śnieżnej pułapki i wróciliśmy szczęśliwie do Kościeliska.

No i proszę, zastanawiałem się w innych wpisach, kiedy byłem pierwszy raz na tym Kasprowym Wierchu,  i oto dowód się znalazł: jak wół na pieczątce na stronie tytułowej stoi 7 kwietnia 1976 roku.
(książka - strona tytułowa, zbiory własne)
Wygląda na to, że ta książeczka Nyki, którą potem czytałem z uwielbieniem wielokrotnie, została nabyta właśnie w górnej stacji kolejki, bo przecież nie targałbym książki z domu na górę? 


No i jeszcze dwie fotki z okolic Szeligówki, na spacerze przez obecnie mocno zabudowane rejony Budzówki, Rysulówki i dalej. Są to północno-zachodnie przysiółki Kościeliska, rozłożone na łąkach pod Pasmem Gubałowskim
Z tyłu stoki Butorowego Wierchu /1160/, widać, że tutaj już zima w lekkim odwrocie.
Kożuchy - krzyk mody lat siedemdziesiątych! 
Jak sobie przypomniałem ostatnio, to chyba właśnie na tym wyjeździe byliśmy również pierwszy raz na Słowacji (co ja gadam, Czechosłowacji przecież!).
Ze względu na to, że był to wyjazd organizowany niejako "odgórnie" i był dostępny dla ekipy autobus, pojechaliśmy na wycieczkę do Tatrzańskiej Kotliny, klasycznie przez przejście graniczne na Łysej Polanie, aby wejść do Jaskini Bielskiej. Tę jaskinię pamiętam na !100%. 
Mogło to mieć miejsce takze później, ale bardziej pasuje mi ten wypad grupowo, organizowanym autobusem. Tam zaraz autobusem, ogórkiem zwykłym...
Pierwszy pobyt w Tatrach ledwo pamiętam przez mgłę czterech dziesięcioleci.
Tym niemniej stał się on początkiem długiej serii naszych rodzinnych wyjazdów w Tatry i dla mnie podstawą fascynacji górami na dalsze lata życia.