niedziela, 13 stycznia 2013

Grzbiet Karkonoszy w sześciopaku

Karkonosze 

2013, styczeń



Zapowiada się spotkanie i przejście grzbietu w silnym składzie.
Jedziemy do Szklarskiej Poręby z menelem, Redziem, Benitą.
Przybyliśmy już wieczorem. Czeka nas jeszcze podejście na Szrenicę.
Ponieważ w autobusie raczyłem się trochę środkami rozgrzewającymi, idzie mi się wesoło ale wolniej. Rozbijamy się na dwie grupki - Redzio z menelem pędzą do góry a ja z Benitą statecznie z tyłu. Widzimy się jeszcze koło wodospadu a potem oddalają się coraz bardziej. Staram się iść w środku by widzieć początek i koniec naszego minizespołu. Niestety, "przód" coraz bardziej wyrywa do przodu a "tył" coraz bardziej zostaje z tyłu.
Robi się coraz zimniej i nie widzę już nikogo z naszych. Po wyjściu na Halę Szrenicką ogarnia mnie przenikliwy zimny wiatr. Po "czołówce" nie ma już śladu a "końcówki" też wciąż nie ma. Zatrzymuję się pod ścianą schroniska trzęsąc się z zimna.
Ponieważ Benita nie zna rejonu i może pomyśleć, że to już to schronisko, do którego zmierzamy, postanawiam na nią poczekać. Mijają kolejne minuty i jestem cały skostniały...Wreszcie jest - i tak jak myślałem kieruje się do drzwi schroniska😄. 
Dalej na górę idziemy razem. W schronisku na Szrenicy czekają na nas Vlado i Kasjopea.

Ponieważ Redzio jest fanatykiem wschodów, zrywa nas wszystkich wcześnie rano. Jak wszyscy idą to trudno, ja też się zwlekam. Cholerne te wschody, trzeba wstawać i się zachwycać 😄






Oczywiście po śniadaniu w schronisku idziemy na szlak.




Na tym etapie rakiety przydają się, szlak nie jest mocno przechodzony, chociaż nie jest też dziewiczy.
.
Szlak grzbietowy jest taki znany a za każdym razem inny...
Idziemy przez Wielki Szyszak /1410/ i dalej na Przełęcz Pod Śmielcem. Na takim śniegu schodzi się na rakietach bardzo dobrze.


W takich warunkach wędrówka grzbietem to czysta przyjemność. 
Idziemy sprawnie mimo ciągłego zatrzymywania się dla paru fotek.
Na tym odcinku już nie ma potrzeby, żeby mieć rakiety na nogach ale i tak jeszcze w nich idziemy zdaje się do Petrovki, bo przynajmniej człowiek się nie śliska.
Dalej to już faktycznie nie ma sensu, bo szlak jest na tym odcinku bardzo uczęszczany i przechodzony - mijamy Szpindlerovkę i dochodzimy na obiad do Odrodzenia.
W zimowej aurze prezentuje się lepiej 😄.
Po obiedzie można ruszać, szlak jest dalej twardy i bezproblemowy, mimo to widzieliśmy tu jakąś grupę Czechów twardo zadających lansu w rakietach na nogach 😁

Cienie wydłużają się a my obchodzimy Mały Szyszak i zmierzamy do skał Słonecznika.
A może szliśmy zimowym wariantem? Nie pamiętam już tego.

Jest tu jeszcze czas na tradycyjną rakietową gwiazdkę:

W stosownym momencie odbijamy na drogę w dół i schodzimy do Strzechy Akademickiej, gdzie mamy noclegi.

Lądujemy w schronisku na sam zmierzch.

Rano przed schroniskiem jeszcze  jest ok, ale po powrocie do grzbietu jest już odczuwalna zmiana pogody. Przynosi silny wiatr i postępującą mgłę.

Na drodze do Śląskiego Domu:


Przy Śląskim Domu rozdzielamy się na dwie połowy: Redzio, menel i ja kończymy trasę a pozostała trójka kontynuuje wędrówkę. 


Schodzimy przez Kopę. Im niżej tym spokojniej.

A tam zostaje mgła i wiatr

Dalej to już bez historii- schodzimy do doliny i do Karpacza. Ale chyba pozostała trójka miała przygody z zamiecią. Do zobaczenia.