wtorek, 22 lipca 2014

Z Liberca przez Jizerskie Hory

Z Liberca przez Jizerskie Hory


2014, lipiec




Wyjazd był trochę na wariata, dość wspomnieć ,że ledwie paręnaście dni wcześniej miałem zabieg na stopie. Szwy wyjęte w poniedziałek, wyjazd we wtorek.
Przed chirurgiem - cicho, sza 😎

Miałem fajny transport ze znanego portalu stopowego do Liberca, w 4,5 h byłem na miejscu.

Niestety, zaczęło się burzą i pod tym znakiem toczyło się już dalej. Musiałem czekać, aż burza minie a potem szedłem w stronę grzmotów, nie było to komfortowe.

Liberec ma dość ładne centrum a kończy się jak ucięty nożem, jeszcze takiego miasta nie widziałem - doszedłem do pętli tramwajów, które Liberec dumnie posiada a tam nagle zaczyna się las i podejście pod górę. 

Mimo pomrukiwań burzy poszedłem w stronę Rudolfova a kiedy doszedłem do Czeskiej Chałupy, niebo rozdarła błyskawica... i spadła ściana deszczu.
Kolejna godzina spędzona w knajpie. No to w końcu ruszyłem na Bedrzichov. Na ścieżkę wyszły w pewnym momencie dwie sympatyczne sarenki ,chyba koziołek i samica.

W Bedrzichovie odpuściłem wszelkie knajpy i poszedłem zielonym na północ, mniej więcej tak to wyglądało.



Ścieżka fajowa, po drodze kilka budowli hydrologicznych aż w końcu dochodzi się na skraj Zapory Bedrzichovickiej.

Na drugim planie Ptaci kupy i Holubnik, mój cel na kolejny dzień.

Nad zaporą niestety stoi tylko "mizerna, cicha wiatunia licha" 😇 no ale co zrobisz, sama powiedz.

Noc upłynęła mi na tworzeniu dodatkowych odpływów w stronę akwenu, coby się pozbyć nadmiaru wody.

Burza przeszła w kapuśniaczek, mżący od samego rana.

Klimaty nad zalewem - Kriż Dagmary

Poszedłem w stronę zamkniętego przy tej aurze bufetu na Hrebinku a potem w stronę skalnych Ptaczich Kup

"Widoki" na i z Holubnika



Było mi coraz chłodniej od zewsząd i wciąż cieknącej wody, więc zrobiłem sobie lekką pauzę w wiatce na skrzyżowaniu szlaków

Dalej poszedłem przez Czerną Horę i potem w kierunku Kneipy , również zamkniętej. No to pomyślalem sobie :"podsuszę się , najem i napiję pivka w Smedawie..." Przyszedłem w końcu już bez dalszych przerw do Smedavy, a tam zonk - schronisko zamknięte z powodu remontu...

Przd schroniskiem stała tylko jakaś budka na kółkach, piva nie uświadczysz, zimno, tylko jakiś kawałek kurczaka z mikroweli mnie poratował.

No to ruszyłem Promenadą do Jizerki - tam musiała być jakaś cywilizacja (bo to na wschodzie).



I faktycznie - znalazł się dla mnie hovezi gulasz i knedlik i pivo 😃

Musiałem stanowić śmieszny widok , bo zdjąłem mokre buty i skarpetki i siedziałem sobie ze stopami bosymi na ręcznikach papierowych 😁

Po ogarnięciu się poszedłem dalej ale nie bezpośrednio do granicy, lecz przez fajną górkę Bukoviec. Dalej przez chwiejny mostek na rzeczce Jizerka i solidniejszą kładkę na Izerze.

A za mostem zobaczyłem to , <pięknarzecz>:

i porzuciłem głupie mysli o suszeniu się w Orlem (Orlu?).

Potem cały czas padało, padało, padało... a ja na to już miałem wywalone 😜

Izera w środę wieczorem i to samo ujęcie w czwartek rano:



W czwartek podjąłem już decyzję o troszkę przyspieszonym powrocie, bo kolejna doba w deszczu już by mi nic nie pomogła a zanosiło się na jeszcze większe pogorszenie.

Gdzieś przed Cichą Równią:

Wiata na Rozdrożu Pod Cichą Równią

Izerskie szlaki a ja w siatkowych butach 😁

No i taki zmokły kogut dotarłem w końcu do Szklarskiej, noga wytrzymała i nie odpadła, ja nie zaziębiłem się, w sumie warto czasem w deszczu też pochodzić 👾