piątek, 22 maja 2020

Leśniowiec, Smrekowiec, Żmijowiec i On.

Masyw Śnieżnika


2020, maj



Wypad zaplanowałem wspólnie z Mihem, miało być biwaczenie w górach, no ale wyszło jak wyszło. Przesuwany i zmieniany - w końcu przybrał kształt samotnej jednodniówki.

Ponieważ zaspałem, z lekką obsuwą czasową zlądowałem w Międzygórzu. Na parkingu pusto. Na początek na podchodzenie wybrałem żółty szlak wiodący w stronę Iglicznej. Jednak nie zależało mi na tym szczycie, po drodze odbiłem w prawo na łąki aby w towarzystwie takich przyjemnych widoków zjeść sobie drugie śniadanie.


Wypoczęty, pełen dobrego nastroju i co najważniejsze - najedzony, ruszyłem dalej, aby po chwili spojrzeć na pierwszy szczyt z tytułowej listy: Lesieniec /868/:
Na zdjęciu powyżej wygląda niepozornie, ale można się tam natknąć na strome podejście miedzy skałami!
Po minięciu Lesieńca zagłębiam się głębiej w Masyw Śnieżnika, robi się coraz bardziej "śnieżnikowato". 
Z tego skrzyżowania już kiedyś szedłem na Czarną Górę. Teraz wybieram stokówkę, którą biegnie szlak rowerowy. 
Droga biegnie południowymi stokami Jaworowej Kopy. Po pewnym czasie odbiłem z niej w prawo, aby przekroczyć dolinkę Bogoryji. Widać już cel nr 2, Smrekowiec /1123/.
 Przybliżam się i widzę go coraz lepiej...
Jest trochę do podejścia, ale znowu nie aż tak dużo. Myślałem, że będzie mi dziś gorąco. Tak też wygląda to na zdjęciach. W rzeczywistości większość trasy zrobiłem w rękawiczkach, taki był zimny wiatr. 
Na Smrekowiec wyszedłem ścieżką bez szlaku. Po zejściu ze ścieżki w lewo kilkadziesiąt metrów w las szukałem szczytu, to chyba jedna z tych małych polanek z kamieniem. Niestety, nie mogłem znaleźć wygodnego przejścia do jakiegoś miejsca widokowego, żeby tam dojść, chyba trzeba odbić jeszcze dalej i poniżej. 
Wracając zatrzymałem się na porębie i cyknąłem Czarną Górę
Wyszedłem stromo na odkryty teren i...zrobiłem sobie kolejne śniadanie :-)  Z takimi widokami można siedzieć a siedzieć.


Wyruszyłem po odpoczynku na Skały Mariańskie. Extra miejsce, skałki jak marzenie, jest świetnie! Słońce, wiatr, góry, skały, widoki...
Po nasyceniu się tym miejscem wychodzę na długi grzbiet Żmijowca /1153/.
Stąd można już zobaczyć Jego masyw. Klasyczny widoczek. Na szczyt zostało jeszcze bez mała cztery kilometry znanej drogi. 
W schronisku nie zatrzymałem się idąc w tamtą stronę. Zrobię to schodząc i sprawdzę bufet Jacka.
Po wyjściu na szczyt znów euforia mnie ogarnęła. Ten rozległy widok szczególnie w stronę Jeseników zawsze będzie mnie cieszył.
Keprnik

Szerak
Pradziad
Wieża na Trójmorskim
Posiedziałem, popatrzyłem na góry i na ludzi, trochę mnie przewiało.

 Postanowiłem wrócić zmieniając nieco trasę. Ścieżką graniczną, którą poprzednio szliśmy z Davem zszedłem do wypłaszczenia. 
 Ścieżka w chmurach straszyła jak zwykle.
Skręciłem w nikłą ścieżkę w lesie by po chwili dojść do drogi. Niedługo byłem już w schronisku. 
Bufet działał ale jeść trzeba na zewnątrz. No to jak zwykle wjechał na stół duży bigos, nie było innej opcji! Fotka bigosu poszła do menela, tyle wszak razy zasiadaliśmy tutaj za stołem zastawionym talerzami z bigosami.
Jacka niestety nie zastałem, był coś załatwić...we Wrocławiu.
W wylegiwaniu się przy schronisku przeszkodził mi znów chłodny wiatr. Zebrałem więc, co moje i poszedłem dalej w dół. Tym razem wybrałem stokówkę oznaczoną niebieskim szlakiem.
Jeszcze się załapałem na popołudniowy widoczek
 Do zobaczyska, Śnieżniczku!
Wracając do auta zmieniłem jeszcze raz szlak na zielony, aby wyjść wprost na ulicę Sanatoryjną. Zrobiłem tam zdjęcie dawnego domu FWP, aby pokazać żonie jak się zmienił od naszego pobytu. Niestety pamięć mnie zawiodła i pomyliłem wille :-D - pstryknąłem sąsiednią. Muszę wrócić, nie ma rady.
Koniec wypadu: