piątek, 31 grudnia 1993

"Młodzieżowy" Sylwek w Szklarskiej

Karkonosze


1993, grudzień


Pojechaliśmy "tą razą" na składkową imprezę sylwestrową do Szklarskiej Poręby.
Nie pamiętam, gdzie dokładnie spaliśmy, był to jakiś dom typu kwatera prywatna. Odnoszę wrażenie, że to było po północnej stronie Szklarskiej, może na Hucie? 
Chodzenia nie było dużo, za to sporo imprezowania...😁.
Ale z pewnością byliśmy przy Wodospadzie Kamieńczyka:



No i przy drugim wodospadzie, Wodospad Szklarki:

Trochę słabe jakościowo slajdy (skany), tu centrum Szklarskiej Poręby.

Gdzieś w lesie na szlaku:

Z pewnością weszliśmy też na Szrenicę 2. stycznia i zjeżdżaliśmy już po ciemku jednym z ostatnich zjazdów. A tu nagle 3. stycznia rano około godziny dziesiątej usłyszeliśmy wycie karetek pogotowia - miała miejsce awaria, w której 16 osób zostało rannych (w tym jedna bardzo poważnie).
"Na skutek awarii systemu hamowania w górnym odcinku wyciągu zaczęły zsuwać się w dół zbocza dwuosobowe krzesełka, z których wyskakiwali przestraszeni pasażerowie. Akcja ratunkowa podjęta przez GOPR i policję przebiegała w trudnych warunkach atmosferycznych. W szpitalu w Jeleniej Górze udzielono pomocy 15 osobom, z których 6 wymaga dłuższej hospitalizacji. Najcięższych obrażeń doznał kilkunastoletni chłopiec, u którego stwierdzono uraz czaszkowo-mózgowy i inne obrażenia."
Przez długi czas przechowywałem bilet z tego wyciągu lecz teraz nie mogę go znaleźć. Można powiedzieć, ze mieliśmy trochę szczęścia, bo równie dobrze awaria mogła mieć miejsce te kilkanaście godzin wcześniej, kiedy siedzieliśmy na krzesełkach.
Miały miejsce również inne zdarzenia, które przemilczę 😁 ale wszystko skończyło się dobrze i cali i zdrowi wróciliśmy do domu.

niedziela, 15 sierpnia 1993

W Beskid Niski - poślubnie

Beskid Niski


1993, sierpień



To była właściwie coś jakby nasza poślubna podróż. Chociaż potem były jeszcze inne uzupełniające :-).
Wzięliśmy plecaki, namiot i w drogę przez Polskę...jak to drzewiej bywało.
Zaczęliśmy trasę w Foluszu, dokąd dotarliśmy autobusem z Gorlic.
Na początek mamy podejście na Kornuty i  Wątkową /846/. Stamtąd przemieszczamy się czerwonym szlakiem do bacówki w Bartnem, gdzie rozbiliśmy obozowisko 😄. 
Rejon bacówki nie był tak smutno zarośnięty jak obecnie, można było rozkoszować się pięknym widokiem na dolinę Ropy.
Mój stary, pierwszy namiot brezentowy...ciężki jak kloc drewna, ze stojącymi aluminiowymi słupkami w środku 😄.

Połaziliśmy sobie trochę po Bartnem.





Po tych przyjemnościach w Bartnem poszliśmy niespiesznie dalej - w stronę Banicy i do Gładyszowa.
Rozbiliśmy się gdzieś tam na skraju pola i koryta potoczku, zdaje się w Gładyszowie ...choć mógł to być również Smerekowiec? Ale na dziewięćdziesiąt procent Gładyszów 😄.
W wąwozie, w którym płynął potoczek, rozpaliłem małe ognisko. Siedzieliśmy tam popijając z małej butelczyny becherovkę i patrząc w gwiazdy...

Na drugi dzień obudziły nas krowy na pastwisku, zaciekawione namiotem podchodziły blisko. Panowała lampa na całego. Wypadło iść boczną szosą na Regietów, kryjemy się od czasu do czasu pod wielkimi liśćmi łopianu...

Zniechęcenie ogarnia tę lepszą połowę teamu...


A przed nami dopiero wyzwanie - podejście na Kozie Żebro. 
Tutaj to nawet zdjęć się nie chciało robić :-).


Widać, że żonie ręce trzęsły się bardziej ;-)

 A to jest już po zejściu z drugiej strony przez Dolinę Łopacińskiego.

To moje ulubione zdjęcie -  ukochana wyłaniająca się zza (oldskulowego 😄) namiociku-domku, pustawe pole namiotowe na studenckiej bazie, widoczek na Cigelkę w granicznym grzbiecie...sielskie, anielskie czasy.

Aż trudno uwierzyć, że właśnie w tym samym miejscu przeżyliśmy również jedną z najgorszych burz w moim życiu: były to właściwie dwie burze, krążące nad Wysową i okolicznymi szczytami, straszące na zmianę grzmotami. Kulminacyjny był moment, kiedy zobaczyłem i usłyszałem piorun uderzający właśnie w stalowy komin ośrodka Glinik, odległego raptem o kilkadziesiąt metrów...Leżeliśmy plackiem na podłodze czekając na koniec tego pandemonium.
(pocztówka z lat 80-tych, fotopolska.eu)

Wycieczka na Obycz i dalej granicą na Jaworzynę, taki trochę jakby Wietnam na tej focie (to chyba moja druga ulubiona 😉):


O, tu podejście na Jaworzynę ładnie widać:

Oczywiście Jaworzyna Konieczniańska.
W wolnej od wycieczek chwili relaks w pijalni wód zdrojowych 😄


I co było dalej? Nie pamiętam. Czy tę traskę zakończyliśmy w Wysowej-Zdroju, czy też miała jakiś ciąg dalszy - do Krynicy na przykład? Niestety, tego już raczej nie przypomnę sobie.