środa, 30 grudnia 2009

„Sichelschnitt” przez Czechy

Góry Stołowe (Broumovske Steny)


2009, grudzień




Przez kilka miesięcy z powodów rodzinnych (córka zapadła na chorobę nowotworową) nie miałem możliwości wybrania się w górki nawet na moment.
Ponieważ sprawy zaczęły się wreszcie dobrze układać, pojawiła się w końcu taka możliwość. Byłem podwójnie i niemożebnie szczęśliwy. 
Niestety, okazało się, że będę musiał pojechać sam, więc z rozsądku odrzuciłem bardziej wymagające pasma, popatrzyłem na mapę i wymyśliłem sobie taki „Sichelschnitt” (czyli "Cięcie sierpem", był to kryptonim ataku Niemiec na Zachodzie w 1940 roku, tak mi się skojarzylo patrząc na mapę) przez Czechy Górami Stołowymi tak, aby ściąć występ Broumova z okolic Mieroszowa do Dusznik Zdroju korzystając z dobrodziejstw strefy Schengen, co dla mnie wychowanego za komuny i wielokrotnie przeciąganego przez wopistów wciąż jest sporą frajdą. 
Z całkiem sporym plecakiem pojawiłem się rankiem w Wałbrzychu, wbiłem w busik do Mieroszowa (5,-) i podążyłem stamtąd w stronę granicy na przełęcz nad Zdanowem.

Jak widać, był mrozik około -10 stopni ale bezwietrznie więc szło się idealnie. 
Posłużę się mapką trasy z mapy.cz :
Dalej już granicznym zielonym szlakiem ruszyłem na Mieroszowskie Ściany, po jakimś czasie podchodzenia zaczęły pojawiać się otwarcia na Góry Wałbrzyskie i widoczne za nimi Góry Sowie. A ten najbardziej wybitny szczyt to oczywiście Ruprechtický Špičák:
Grzbiet kończy się Bukową Górą - tutaj granica odbiega w stronę północno-wschodnią a szlak zbiega w dół nie wchodząc na pasmo Nad Studankou, dalej jest niestety spora parukilometrowa przerwa w górkach, którą przebyłem w tempie pospiesznym.
Ciekawe, że w Czechach opłaca się utrzymywać połączenia kolejowe do małych miejscowości w górach - pomyślałem, przechodząc koło mikrostacyjki Bohdašín.
Dalszy ciąg trasy:
Za tunelem pod torami znowu zaczęło się podejście przez zimowy las przez grzbiet Przikra Strań, (obecnie zielony szlak na tym odcinku jest zlikwidowany) ścieżka była całkowicie oblodzona - co dawało pojęcie o tym co będzie mnie czekało dalej. 
Na przełęczy Honske Sedlo nadeszła pora na krótki odpoczynek i wszamanie zupki. 
Na szczęście aura sprzyjała relaxowi.

Z przełęczy nastąpiło krótkie, sprawne podejście na  Honský Špičák /652/.
Tutaj zaczynają się Broumovske Steny czyli najciekawszy odcinek traski. 
Najpierw w lesie pojawiają się skalne wychodnie, potem pojedyncze ostańce a wreszcie teren zaczyna przypominać Szczeliniec Wielki...ale rozwinięty wzdłuż na wiele kilometrów. No ale to przecież nie dziwota, bo to właściwie te same góry, tyle, że po czeskiej stronie granicy.
Szlak prowadzi wprost przez skałki bez żadnego opierdalania się i w warunkach całkowitego oblodzenia oraz z pełnym plecakiem okazuje się wymagający kondycyjnie oraz „uważnościowo”. 
Co i rusz z kolejnych kulminacji otwierają się widoczki na Góry Wałbrzyskie i widoczne za nimi Góry Sowie.




Po dłuższym czasie zobaczyłem w końcu dach, który przyniósł mi chwilową nadzieję...niestety pseudoschronisko Hvezda okazało się zarezerwowane i rozwiały się moje nadzieje na polievkę, pivko oraz nabranie wody. W ten sposób zostałem z resztką wody w baniaczku a przede mną było jeszcze sporo kaemow. A potem przecież jeszcze chciałem coś gotować na kolację.
Skalne Divadlo (fotki z mojej innej, letniej wycieczki)


Dalsza trasa biegła w podobnym terenie grzbietem co i rusz obniżając się lub wznosząc trzeba przeciskać się przez skalne bramki, gdzieniegdzie przejście ułatwiają stalowe poręcze.
Cały czas trzeba było cholernie uważać ze względu na oblodzone głazy, po których się tam chodzi, na cud zakrawa w tej sytuacji fakt, że tylko raz zaliczyłem parter i to skończyło się na bocznym puknięciu kolanem w kamlot. 
Z platformy na szczycie Supi Hnizdo /702/ mam ostatnie popołudniowe widoczki. 

Dzięki dobrej widoczności w oddali około 45-50 km błyszczy Śnieżka...

Widok w stronę Koruny:



Szlak nie zmienia charakteru przez kolejne kilka km grzbietu i daje mi w kość, zaczyna się już ściemniać, więc od miejsca zwanego Nad Slanym dałem sobie spokój z wędrówką głównym grzbietem i omijając Velką kupę (może to i dobrze :) ), ostatnie trzy kilometry z bez mała 30 kilometrowej drogi poszedłem leśną drogą do polany Panuv kriż u stóp Bożanowskiego Szpiczaka, który jest po czeskiej stronie granicy najwyższym szczytem, chociaż z 773 metrami daleko mu do naszego Szczelińca. 
Szlak żółty z Koruną i Kamienną Bramą zobaczyłem zatem dopiero na zlocie forum npm w lutym 2011.
Tam było już kompletnie ciemno i coraz mroźniej więc wbiłem się w puchówkę i korzystając zastępczo z wody w stanie stałym (z dodatkiem cholernych igieł modrzewiowych, których nie mogłem się pozbyć ze śniegu) ugotowałem co tam było potrzeba organizmowi. 
Nocleg we wiacie minął w miarę spokojnie mimo wilkołaczego księżyca i bębniącego bólem kolana. 
W trakcie nocy wzrosła temperatura i zaczął padać śnieg zawiewając na śpiwór...poranek powitał mnie już niestety niżową pogodą.
W źródełku na rozdrożu U Zabiteho znalazłem pierwszą wodę od poprzedniego ranka. 
Dalej krótkie podejście do Machowskiego Kriża, gdzie jest identyczna wiatka jak ta, w której spałem.
Stąd do granicy były już tylko trzy kroki. Dalej ścieżka podążała granicą i zbiegała do Pasterki. W schronisku pochłonąłem śniadanie: jajówę z patelni. 
Z Pasterki wlazłem paskudnie zniszczonym jak po kalamicie zboczem na przełęcz miedzy Szczelińcami, skąd po oblodzonych schodach ześlizgnąłem się do Karłowa. Dalej na Lisią Przełęcz i kolejne kilka kaemów skrajem urwiska...niestety, widoków nie było.


Przy schodzeniu z urwiska koło Puchacza natrafiłem na ubezpieczenia w postaci łańcuchów, zresztą istotnie w tym miejscu w tych warunkach oblodzenia pomocne. 
No i cóż, dalej jeszcze parę kilometrów w dół do Dusznik Zdroju w otoczeniu nudnej odwilżowej zgnilizny i to był koniec wycieczki.

wtorek, 3 marca 2009

Główny Grzbiet Wielkiej Fatry 27.02-3.03.2009r.

Wielka Fatra


2009, marzec




Spotkaliśmy się po drodze przez Katowice w składzie:

- "Malinowski"
- menel 
- Wolf 
- Michun
Dostaliśmy się do Zwardonia i dalej klasycznie koleją do Rużomberoka. Ponieważ zlądowaliśmy tam już późno, na noc udaliśmy się na początek szlaku przed Malinô Brdo.
Rozłożyliśmy się pod daszkiem tego zamkniętego wieczorem ski-serwisu w Hrabovskej dolinie (domek po lewej stronie).

(fot. menel)
Niestety, ktoś chyba z hotelu naprzeciw nas zauważył i wezwał policję. Przyjechali na kontrolę, poświecili nam trochę latarkami po oczach, ale w sumie zachowali sięw porządku, pozwolili nam tam zostać, pod warunkiem rychłego opuszczenia miejscówki rano.

Dlatego rano raniutko wstaliśmy mimo kaca ;-)
Po śniadaniu wyłazimy na Vlkolinske luki mamy tu kwadransik odpoczynku na herbatę: 
 (fot. menel)
 (fot. menel)
Potem zielonym trawersem wokół szczytu i za Vtacznikiem /1090/  zadajemy kroka pod górę - na Siprunskie sedla - Wyżne i Niżne.
Gdzieś w tym rejonie wskakujemy w rakiety. Na horyzoncie - Wielki Chocz.
(fot. menel)
(fot. ?)
(fot. ?)
Gdzieś po drodze - gotowanie
(fot. menel)

(fot. menel)
Podchodzimy grzbietem coraz to wyżej, najpierw lasem, dalej w pobliżu Małej Smrekovicy zaśnieżonymi halami.
(fot. menel)
Gdzieś tutaj powstała tradycyjna rakietowa gwiazdka na pamiątkę, w tym składzie już się nie spotkamy. 
(fot. menel)
Wreszcie w hotelu Granit można zasiąść na zasłużony odpoczynek.
(fot. menel)
To dziwne, ale nikt się do nas nie przyczepił, mimo, iż siedzieliśmy w hallu hotelowym nic nie kupując, naświniliśmy roztapiającym się śniegiem... i to nasze posiedzenie trwało całkiem długo.
W końcu opuszczamy ciepłe pomieszczenie i idziemy rozbić namioty na polanie pod lasem (bliżej tego drugiego hotelu).
My dopiero rozbijamy, menio już coś zajada.
(fot. ?) 
Tu coś sobie podajemy...Może cukier do herby? Jako Poznaniak nigdy nie słodzę tyle, ile lubię :-)
(fot. ?) 
 Menel w khumbu jak król, a my w tym plaskatym tengri...eeh..daleki od komfortu.
(fot. ?)
 O świcie zbiórka, w zasięgu wzroku ten drugi hotelik Smrekovica. Jeszcze czynny.
(fot. menel)
Skalną Alpę /1463/ przeszliśmy w całkowitej mgle.
(fot. menel)
Doszliśmy do podnóża Rakytova (Severné rakytovské sedlo, 1415).
Tutaj trudna decyzja - włazić na szczyt odkrytym zboczem, mimo wywieszonej informacji o lawinach? Decydujemy się nie ryzykować po tych świeżych sporych opadach i idziemy żółtym trawersem.
(fot. menel)
(fot. ?)
(fot. Piotr)
(fot. Piotr)
(fot. menel)
Na Juzne Rakytovske sedlo /1295/ i idziemy dalej fajnym widokowym grzbietem przez Mincol /1398/.

(fot. Piotr)

(fot. menel)
Pojawia się przed nami z lewej Cierny Kamen a z prawej wyłania się Ploska - ponoć najbardziej lawinowy szczyt Słowacji.

(fot. menel)
(fot. Piotr)

(fot. menel)
Niestety, kiedy dochodzimy do szczytu Ploska /1532/ przykrywa się akurat mgłą:
(fot. Piotr)
(fot. menel)
Już po zejściu ze szczytu:
(fot. menel)
Cienie się wydłużają, zmierzamy do schronienia.
(fot. menel)
Kontynuujemy marsz tym razem szlakiem czerwonym, mając po drodze widoczki na Borisov:
(fot. menel)
Głównym grzbietem przez Chyżki i Koniarki dochodzimy w końcu do miejsca noclegowego - oto słynny Salaš pod Suchým Vrchom:

(fot. menel)
(fot.Wolf)
Suszymy się i pojadamy na dole w kuchni. Miało tu miejsce pewne niefortunne zdarzenie: wszyscy skusiliśmy się na moje salami, które, hmm, nie wytrzymało trudów podróży i jak okazało się w nocy, mieliśmy spore "sensacje żołądkowe" z tym związane. Jest to do tej pory wspominane i mi wypominane ;-)

W ostatni dzień trochę osłabieni nocnymi przygodami człapiemy na Ostredok /1592/  


(fot.Wolf)
No i na Kriżną /1574/. Ale tu znów dopadła nas chmura.


(fot. menel)
Tutaj nasze drogi się rozchodzą: ja zaniepokojony wieściami z domu schodzę najprostszym wariantem (wraz z Wolfemna Turecką i Stare Hory.
Menel i Pan Malinowski kręcą dłuższy odcinek na Donovaly.
Zrobiliśmy razem w czwórkę następującą trasę: 
Rużomberok - Wlkolińskie łąki - Siprunskie sedla - Mala Smrekovica - Skalna Alpa - Rakytovske sedla - Mincol - sedlo Ploskej - Ploska - utulnia pod Suchym Vrchom - Suchy Vrch - Ostredok - Kriżna. 
Po dotarciu autobusem do Rużomberka wracamy koleją do Zwardonia i przeskakujemy bvłyskawicznie na drugi tor na pociąg do Katowic.