niedziela, 15 lipca 2012

Z ziemi Fatry do Polski

Mała Fatra



2012, lipiec


Mala Fatra szlakiem E3.
Od lat już z zazdrością śledziłem relacje i opowieści z Małej Fatry...
Aż w końcu i mnie udało się wygospodarować czas, umówić towarzyszy, zorganizować pogodę itd.

Początek wycieczki nie był szczęśliwy: niepotrzebnie zamiast tradycyjnie pekapem umyśliłem sobie jazdę autobusem, miało być sprawniej, wyszło dokładnie na odwrót - autobus veolia spóźnił się już w Pń 40 minut. 

Dalej było tylko gorzej, kierowca - kretyn zgubił się trzy razy (!) po drodze i ostatecznie w Cieszynie byłem godzinę później. Zaskutkowało to spóźnieniem na vlak do Żyliny, a to z kolei spóźnieniem na bus na przełęcz... W Żylinie spotkałem się z towarzyszami wędrówki. Po tradycyjnej wymianie uprzejmości przy piwie zaczekaliśmy na kolejny bus. 
Ostatecznie na Faczkowskiej Przełęczy (802) byliśmy nie około 12tej, lecz dopiero około 15tej godziny.
Nie było na co czekać, tylko brać d... w troki i ruszać na widoczny już w oddali (i ponad pół kilometra w górze...) Klak (1352). 

Szlak pokonywaliśmy w upale, ale jest dość wygodny i jak to na początku - nogi niósł entuzjazm.
Po wejściu na pierwszy wierzcholek Małej Fatry ucieszyliśmy oczy widokiem rozciągających się we wszystkie strony pasm górskich 

Daleko , daleko na północnym wschodzie wyłaniały się Martinskie Hole , nasz tymczasowy cel.
Nad nami szybowiec kręcił ósemki: 

Dalej ruszyliśmy w popołudniowym słońcu poprzez Ostrą Skałę (1220) , aż w końcu doszliśmy na Vriczańską Przełęcz. Tam rozbiliśmy namioty na nocleg. 
Poszedłem odszukać wodę, można ją znaleźć po północnej stronie przełęczy w odległości kilku minut.
Niestety, okazało się, że jeden z kolegów ma już dość po poprzednich wędrówkach  i nie będzie mógł kontynuować wycieczki. Kolejnego ranka pożegnaliśmy go (uszedł z życiem) i dalej poszliśmy już we dwóch.
Poszliśmy czerwonym szlakiem przez Skalky, Jankovą (1163). 

Poranne spotkanie płowego zwierza na polanie:
Bardzo dobre miejsce biwakowe jest na Przełęczy pod Hnilicką Kiczerą - blisko jest wydajne źródło, trawka pod lasem... 


Szlak biegnie raz lasem, raz malowniczymi łąkami (halami), to obniżając się na kolejne przełęcze, to wznosząc na kolejne kulminacje krętego grzbietu. Zbocza osiągają niekiedy spore stromizny:

Klak został już daleko za nami
W końcu ścieżka wyprowadziła nas na połoninę Hornej Luki (1299)



Stąd był już tylko żabi skok na Velką Lukę (1476)

Poniżej wierzchołka można było znaleźć wodę (na niebieskim)
Na Kriżawie (1451) urządziliśmy sobie zatem wystawny choć spóźniony obiad z widokiem już na krywańską część Fatry

W tym najbardziej uczęszczanym rejonie Martinskich Hol znalazło się może kilkanaście osób widzianych w ciągu około 2 godzin...
Posileni, ruszyliśmy z powrotem do wierzchołka Kriżawy i dalej szlakiem w stronę Mincola (1364). W pobliżu przełęczy ze ścieżki zepchnęły nas górskie krowy-rozbójniczki i towarzyszące im niestety psy:



Za to wieczorny widok z Mincola wynagrodził nam te stressy 
 
Moje nogi zrobiły się taaakie długie, co dziwne , bo przecież wrażenie miałem dokładnie odwrotne - jakby mi weszły do połowy w d... 
Słoneczko schodziło już coraz niżej, więc po dotarciu do Przełęczy Jaworzyna daliśmy sobie spokój z chodzeniem na czołówkach i po 12 h zalegliśmy pod daszkiem.
(Podobny daszek stoi również na Przełęczy Rakytie).

  
Kolejnego dnia skierowaliśmy nasze kroki w stronę Streczna
oczywiście, na śniadanie!
Znaleźliśmy sklep COOP i uzupełniliśmy również zapasy płynów (Kol. Malinowski nabył 2x 2-litrowe toniki po 0,26 a ja 3x1,5l wody sytene )

Teraz mogliśmy zacząć odrabiać straty wysokości , bo przecież przechodząc przez Wag straciliśmy cały dotychczasowy dorobek n.p.m. i znaleźliśmy się na wysokości zaledwie 357 m n.p.m...

Pierwszy cel - Stary Hrad.


 
Drugi cel - Chata pod Suchym (1075)

Podejście E3 granią tych 700 m do Chaty jest niezwykle wymagające kondycyjnie.
W Chacie zjadłem czesnokovą, ale nie była rewelacyjna.

Pogoda zaczynała się zmieniać, ale wyglądało na to, że burzowe chmury odejdą na południowy wschód. Dalsze przejście na Prislop to spacerek, ale rzut oka na Suchy (1468) uświadomił mi, że znów nie będzie łatwo...



Wejście na Suchy w narastającym upale było koszmarne, ale dobiegający pomruk grzmotów oznajmił, że to jednak dopiero początek kłopotów. 



Bez odpoczynków wdrapaliśmy się przez coraz gęstszą kosówkę i przeskoczyliśmy w niższy odcinek grani przed Bialymi Skałami (1448) 
W tym momencie zorientowaliśmy się, że jedna burza była blisko przed nami, ale oddalała się na wschód. Druga była daleko na zachodzie, ale zbliżała się z każdą chwilą.
We właściwym momencie przedarliśmy się na przełęcz Vrata i zeszliśmy kilkadziesiąt metrów. Jak nie gruchnie! Przeczekaliśmy tam z godzinkę deszcz i grzmoty. Po otrzepaniu się z kropel ruszyliśmy na Stratenec (1513). Ten odcinek grani między Suchym a Stratencem będę wspominał jako paskudne doświadczenie (choć szczęśliwie zakończone). Ilość adrenalinki we krwi przekroczyła miesięczną normę.
Po burzy wróciło wieczorne już słońce , więc kontynuowaliśmy marsz w stronę Malego Krywania (1671). 
Po wydostaniu się z kosówki , dalsza graniówka to bajka.

Wkroczyliśmy w ten sposób w najwyższą partię Malej Fatry.



Po pewnym czasie , kiedy słońce opadło już nisko nad horyzont , stanęliśmy na Wielkim Krywaniu (1706)



Zachodzące słońce płatało różne świetlne figle 


Ponieważ gdzieś na północy kłębiły się chmury zwiastujące nocny deszcz, skierowaliśmy swe kroki do Chaty pod Chlebom (1423).
Ja osobiście poczułem się trochę oszukany , kiedy wziąłem sobie (za 2E) rosół Z MIĘSEM , a takowego w zupie brakowało. Zagadnięty przeze mnie młody barman "dowcipnie" odpowiedział, że... się popsuło.
Uczciliśmy wejście na Krywań kielonkiem becherovki i poszliśmy spać na poddasze...


Ranek powitał nas chmurami i wietrzną pogodą. Licząc na szczęście, postanowiliśmy kontynuować przerwaną graniówkę w miejscu, gdzie ją opuściliśmy, czyli na Snilowskiej Przełęczy (1524).

Stąd weszliśmy na Chleb (1646) , trzeci szczyt M.F. Rozciągał się z niego widok na dalszy odcinek grani i kolejne punkty dzisiejszego programu.

Dalszy odcinek grani aż do Stohowej Przełęczy (1230) jest cudny widokowo i wygodny w marszrucie. 
Z dala zaczął już kusić Rozsutec. 













Ale przecież nie będziemy omijać żółto znakowanym trawersem Stoha (1608), który, choć zupełnie inny w charakterze, również robi z siodła oszałamiające wrażenie. 
Podejście na Stoha w dolnej części kłopotliwe po glinie , wyżej robi się znośniejsze chociaż nadal uciążliwe. 
Patrzymy na wschód i widzimy Choczańskie Góry. 
Patrzymy na północ i widzimy prawie równego wysokością Wielkiego Rozsutca (1609). 

Zejście na Przełęcz Medziholie (1185) nie sprawiło nam szczególnych problemów, mimo, iż lekko padała mżawka.

Na przełęczy rozpogodziło się na nowo, oznaczało to wdrapywanie się na Rozsutca w słońcu. 






W końcu osiągnęliśmy szczyt i zobaczyliśmy za nami dzisiejsze dokonania.


Zeszliśmy dalej na Przełęcz Medzirozsutce (1200), gdzie nie podarowałem sobie ogórkowej przed dalszą drogą :)
Przez ostatnie wzgórze MF (kota 1284)

przeszliśmy końcowy fragment E3 do Zazrivej na wysokość około 650. Odcinek zejścia przez las jest wprost zabójczy, ścieżka wariacko zbiega w dół na skuśkę, osoby z problemami w kolanach mogą tutaj zakończyć wszelką górska działalność. 


Zazriva to mała dość sympatyczna miejscowość zamieszkała jak się zdaje głównie przez pracowników leśnych, w ich towarzystwie wychyliliśmy po dwa tmave w "Starej Karczmie"


Od razu niezawodny instynkt podpowiedział nam miejscówkę na noc: boisko miejscowego "LZS".
Podcień budynku przy boisku okazał się gościnny i tak oto minęła kolejna noc.

Poranek oznaczał głód! Skierowaliśmy pierwsze kroki do sklepu U Feli

Po śniadaniu pożegnaliśmy się z gościnną Zazrivą :) - rzut oka na naszą sportową miejscówkę:

Aby dostać się do Polski, musieliśmy przedostać się przez Kysuckie Góry (Vrchovinę) czy też jak chcą inni Kysucke Beskydy.
Od samego rańca zatem czekało nas podejście na Javorinkę (1210). 

Spopod lasu rzucamy ostatnie oka na Rozsutce 








Mała Fatro  do zobaczyska!
Tymczasem po wejściu na szczyt poszliśmy dalej grzbietem w kierunku północnym, a to lasem, a to pięknymi polanami


 przez Beskyd (994)

- tu jeszcze na chwilę pokazał się Rozsutec.
aż do miejscowości Jasenovska-Oravska Lesna. W tym miejscu wkroczyliśmy w Oravske Beskydy.

W tzw międzyczasie zaczęło niestety padać. I to z godziny na godzinę coraz solidniej.
Szlak tutaj od szosy, stokiem Mrvovej Kykuli (1040) aż do Sedla Demianova jest mocno zarośnięty.
Około pół godziny przed granicznym Talapkov Beskydem (1049) lało już niemiłosiernie a tu jeszcze wiata zawalona

Już całkiem mokrzy przeszliśmy granicą do Prislopu i dalej do Rycerzowej, lecz zgodnie stwierdziliśmy, że wolimy Przegibek i po krótkim antrakcie w moknięciu ruszyliśmy tam trawersem.
Na Przegibku wszystko fajowo i sympatycznie, wieczór spędziliśmy z poznanymi ludźmi z 



Pszczyny i było miło. 
A w ostatni dzień było już znowu ładnie.
Ale zeszliśmy już tylko do Rycerki Górnej i to był koniec imprezy.

Kilometrów nie policzyłem, szliśmy 1 dzień ze 4 h, 2,3,4 po 12h, piąty lajtowy 10 h :) szósty już tylko do autobusu z 2-3h.