poniedziałek, 21 września 2020

Tri dni v Zapadnych...

 Tatry Zachodnie


2020, wrzesień



Jak to pisałem uprzednio, trzeba wracać w Tatry. No i oto udało się zaplanować i przeprowadzić wyjazd, o jakim marzyłem. Jeszcze takiego wariantu nie robiłem - spartańskie warunki, spanie namiotowe a do tego samochód jako środek transportu. Bo transport był kluczem powodzenia tego nieortodoksyjnego wypadu.

Moim zamiarem było zacząć od zachodniego krańca Tatr i uzupełniać różne górskie miejsca, na których od lat mi zależało, a jakoś nigdy tam nie trafiłem.    

Mihowi udało się załatwić odrobinę wolnego, więc wyjazd mógł być tym bardziej udany - wiadomo, we dwóch zawsze raźniej.

Zaczęliśmy od nocnego (1:30-8:00) przelotu po szosach z Pń do Zuberca i dalej - aż na sam parking w Dolinie Spalonej. Tutaj można bezpiecznie pozostawić auto (za 3E). We wiacie wsuwamy śniadanie, żeby przywrócić jakiekolwiek siły. Krążyły liczne chmury, więc ubraliśmy się aż nadto, jak się potem okazało.

Ale po co to całe zamieszanie? Otóż są może i bardziej wysunięte na zachód szczyty Tatr. Ale to właśnie Osobita /1687/ w tak charakterystyczny sposób zamyka "z prawej" panoramę patrząc od strony Kościeliska czy też Butorowego Wierchu. A także, jak można się przekonać z tego starego wydawnictwa (Edward Moskała, Panoramy górskie wyd.II 1986), z Giewontu.

Od zawsze, od tych pobytów w Kościelisku, jakoś mi ta Osobita siedziała w głowie. Kiedyś w odległych czasach udało mi się jakimś cudem zdobyć w którejś księgarni w Poznaniu czechosłowackie mapy Tatr.

Oto jedna z nich:

Czwarte wydanie mapy z 1983 roku, rocznik 1987. Kosztować powinna była 8,-Kčs.
No i co widzimy na tej mapie? 
Piękny żółty szlak prowadzący na Osobitou. Nic, tylko drałować. Ale niestety, ten szlak został zlikwidowany w 1989 roku :-(   Czyli na szczyt ne można. No to zrobimy co można. Pliesko Maras:
Ciepłym Żlebem wyszliśmy na Przełęcz pod Osobitą /1521/. Stąd mamy piękny widok na szczyt: 
I na polską część:
Szczyt widać wyraźnie, można by w sumie podejść, ale jakoś mnie przestało korcić, jestem tak blisko i styka. Uszanujemy istniejący tutaj rezerwat.
Robimy przejście granią na Kasne /1541/ i Roh /1573/. W tym czasie pogoda się zlasowała, ale ciągle jeszcze nie padało.
A ta potężna góra to Lúčna czyli...Grześ /1653/.
No i cóż, czasem to właśnie Grześ jest tą najwyższą górą trasy.
Na szczycie kilka osób głównie z Polski, nie mieli tu daleko ze schroniska ;-)

My zaś robimy skręt i schodzimy do Doliny Łatanej. Cieszę się bo znowu zobaczyłem jakiś nowy fragment Tatr Zachodnich. 
Zmęczenie i niewyspanie zrobiły swoje, po dojściu do auta prawie zasypiam...a tu trzeba jeszcze jechać przez góry po serpentynach, ponad godzinę na naszą bazę na najbliższe dni - Camp Raczkova Dolina.
Najpierw zjedliśmy haluszki w Chacie Orzesznica, a chwilę potem padłem jak zwłoki w namiocie. Mihu był bardziej na chodzie i załatwiał sobie przez telefon przedłużenie pobytu, żeby mógł kolejnego dnia zrobić jakąś wspólną traskę. Wieczór spędziliśmy nad kuflami w polowym "barze".

Mihu załatwił tak na pół dobrze - mógł zostać w piątek pod warunkiem, że zdąży na pociąg po godzinie czternastej z Liptowskiego Hradka. Dlatego zamiast wycieczki okrężnej całodniowej musiałem zmienić wariant na "idziemy w tamtą stronę do połowy czasu a potem wracamy".
Wcześnie rano w okolicach świtu wstaliśmy i po śniadaniu wyszliśmy na szlak. Doliną Wąską szły już różne grupki turystów, większość udawało nam się wyprzedzić. Po wejściu na szlak zielony zaczęło się ambitne podejście na stok. Z tego podejścia nie mam zdjęć bo po prostu nie miałem siły ich robić...ech, jest tam taki odcinek na kreskę pod górę po wylesionym południowym zboczu...Potem jeszcze trochę przedzierania się przez las z kilkoma wiatrołomami, strefa kosóweczki i wychodzimy na pierwszy czubek Otargańców: Ostredok /1674/.
Zaczynają się widoki, Starorobociański i Bystra


Idziemy dalej granią, trzeba się nieco gimnastykować, Mihu walczy pod górę
Za Ostredokiem zejście i kolejna kulminacja Małych Otargańców /1714/
Potem znów zabawa, żeby wyjść na Niżną Magurę /1920/
Widoki z grani są naprawdę obłędne. Ale idąc nie można się zbytnio rozglądać - na tym szlaku trzeba być uważnym.
Powoli kończy nam się margines czasu. Musieliśmy przerwać wędrówkę na Pośredniej Magurze /2050/. Pierwszy dzień wiadomo, leci się na adrenalince: "Łał! Znów jestem w górach! Hurra!" Ale drugi dzień to męczące rozchodzenie, miałem kryzys za kryzysem.
Powrót tą urozmaiconą granią wcale nie trwał krócej, niż podchodzenie. Każdy krok trzeba tu stawiać z rozwagą. Niby to Tatry Zachodnie a są miejsca jak w Wysokich. (Widok Pośredniej od strony zachodniej, z kolejnej wycieczki:)
No cóż, zeszliśmy tą samą drogą z odpowiednim dystansem aby sienie stresować, Mihu zdążył się jeszcze umyć, wpaść do sklepu po zakupy na drogę i zostawiłem go pod stacją Liptovsky Hradok. Sam wróciłem do bazy. Byłoby mi wieczorem smutno, gdyby nie poznany przy stole na campie Czech, który dysponował własnej roboty śliwowicą o mocy 55% i nie chciał pić jej sam.

Następny poranek wyglądał podobnie jak poprzedni. Na pierwszą samotną trasę wybrałem grzbiet po przeciwległej stronie Doliny Jamnickiej. Trzeciego dnia jestem zwykle rozchodzony i jest już dobrze. Poprzedniego dnia nie mieściłem się zupełnie w czasach tabliczkowych a teraz podejście na Baraniec określone na 4h zrobiłem lekko w 3.15h.
Im dalej i wyżej  tym pogoda robiła się lepsza. Jeszcze pochmurnie niedługo po świcie i Krywań ledwo co widać:
Po drodze dobrym punktem orientacyjnym jest koliba Horica, przy której można zrobić pierwszy mały postój.
Wczorajsze Otargańce, uch!
Po wyjściu z lasu w strefę kosówki: teraz widać (byłoby, żeby nie te chmurzyska) wreszcie całe ramię schodzące z Barańca. 
Chociaż w sumie te chmurzyska nie były złe, dzięki temu na podejściach nie było mi tak gorąco.
A jest jeszcze co podchodzić: Mladky /1947/, potem Mały Baraniec /2044/, Szczerbawy /2149/,
i tam na samym końcu Baraniec /2185/.
Na szczycie dopiero pojawiają się ludzie, większość przychodzi tu jednak szlakiem żółtym. A ten przyleciał na żebry.
Mimo chmur rozpościera się stąd genialny widok na całe bez mała Tatry Zachodnie, słowackie i polskie. Jednak pierwsze skrzypce gra grań ;-) Rohaczy.
Spędziłem tutaj kilka minut podziwiając widoki. Dzisiaj mam luz, nigdzie śpieszyć się nie muszę.
Ale ta fajna grańka kusi i w końcu wyruszam na Smrek /2072/.
Spokojne spojrzenie wstecz na Baraniec.
Tutaj też posiedziałem na tatrzańskiej murawie.
Zbliżam się do Żarskiej Przełęczy. Na lewo widać tzw Małe Zawraty i Stawek pod Żarską Przełęczą. Za nimi najciekawszy odcinek grani z Banówką i Hrubą Kopą.

Na wprost ścieżka na Rohacz Płaczliwy a ja schodzę na prawo do Rohackiego Kotła. Fajowy stąd widok na Rohacz Ostry.
Ludziska walczą na Koniu :-)

Zejście do Doliny Jamnickiej zabiera niewiele czasu. Znacznie dłużej trwa nużący powrót samą doliną. Urozmaiceniem po drodze jest widok na Siklawę Jamnicką.
Jeszcze jedno ciekawe miejsce to Koliba pod Pustym
ale tutaj akurat nie wiedzieć dlaczego użądliła mnie osa w łydkę, po prostu podleciała od tyłu i mnie dziabnęła, nie wiem z jakiej to przyczyny. Dalej szedłem już ze spuchniętą łydą :-(
I tak wróciłem obolały na Camp. Początkowo chciałem jechać na parking do Podbańskiej, jak wcześniej planowałem. Ale doszedłem do wniosku, że po tym upalnym dniu przyda mi się jednak prysznic. A wstanę wcześnie rano i przejadę sobie o świcie. I otworzę w ten sposób część w Tatrach Wysokich a zamknę Tatry Zachodnie.