sobota, 30 kwietnia 2011

Zlate Hory z Franiem

Hruby Jesenik - Pasmo Orlika i Zlatohorska Vrchovina

2011, kwiecień


Korzystając ze zwolnionych obrotów naszej gospodarki pomiędzy świętami kościelnymi a państwowymi udało mi się wygospodarować dwa dni i przeznaczyć je na zmęczenie organizmu. 
W ramach poszukiwania celu wycieczek bliższych, w odróżnieniu od tych dalszych, myśl moja biegła gdzieś w okolice Jesionika. Szczęśliwie udało mi się dogadać z Frankiem z Namysłowa i umówiliśmy się na wspólny wypad. Do spotkania doszło w punkcie "0" czyli na dworcu pkp w Brzegu, dokąd dotarłem nocnym tlk jakoś po czwartej, koszmarnie niewyspany przez gadatliwość współpasażerów (wysłuchałem trzygodzinnego wykładu z cyklu "W domu i w zagrodzie"). 
Franek czekał już punktualnie ze swoim wozem bojowym i ruszyliśmy w stronę granicy.
Po drodze, w Głuchołazach zrobiliśmy sobie burzę mózgów co do ostatecznego celu, bo pomysły były szeroko rozsiane od Rychlebskich po Jesioniki. 
Wybraliśmy - oczywiście słusznie - jako początek trasy Zlate Hory
Autko zostało w samym centrum tej małej miejscowości i ruszyliśmy na najwyższy szczyt Zlatohorskiej Vrchoviny zagradzający nam drogę w głąb Jesioników: Prziczny vrch, czyli hmm...Poprzeczną Górę. 
Początkowo ścieżka biegła wspólnie z drogą krzyżową.
Po drodze widoki na czeskie stoki Biskupiej Kopy 







Masyw Pricznego vrchu jest dosyć spory więc trochę trwało zanim dotarliśmy najpierw na grzbiet zwany Hreben 


  

a potem na właściwy wierzchołek (975m). 
Tu nadeszła pora na śniadanko 



Zeszliśmy niebieskim do doliny w Hornim Udoli, po drodze mijając ruiny górniczej kapliczki Św. Marty 


Priczny vrch z drugiej strony 

Ponieważ we wsi nie znaleźliśmy nic czynnego, a mieliśmy setną ochotę na czeskie pivo i mnóstwo czasu, uderzyliśmy dalej w stronę Rejvizu. Rejviz to ponoć najwyżej położona wieś na Śląsku (750m n.p.m.)
Trochę czasu spędziliśmy przy czesnoczkovej w słynnej knajpie z krzesłami ,które mają oparcia rzeźbione w kształty bywalców: 


A resztę moniaków roztrwoniliśmy przy piwku... 






Tak pokrzepieni podążyliśmy do rezerwatu Wielkie Jeziorko Mchowe.
(Info dla porządnych : wstęp do rezerwatu jest płatny 20,- CZK, ale i tak nie mieliśmy już koron, więc weszliśmy na pewniaka, "służbowo" :-)) 

Następnie wróciliśmy do żółtego szlaku, którym obeszliśmy bagna od wschodu i dotarliśmy do żródełka Bublavy

Jest to taka duża kałuża :), w której co chwilę unoszą się bąbelki z dna sygnalizujące wypływ wody. 
Dalej po pewnym czasie wróciliśmy na wysokość Pricznego dochodząc na Kazatelny , zaczęły się pojawiać przebicia w stronę Orlika: 




Tym samym szlakiem szliśmy jeszcze jakiś czas (do dziewiętnastej) dość uciążliwie pod górkę dochodząc do miejsca zwanego Kristovo louczeni na wysokości około 1050 m. Stoi tam nieduża wiatka, w której się schroniliśmy przed przetaczającą się po okolicy burzą. 
Tam kolacyjka i spanko. 


Następny dzień powitał nas piękną pogodą i obietnicą widoków, jeśli wejdziemy gdzieś wyżej. Poranny posiłek przy jednym z licznych strumyczków : 





Zaczęliśmy poszukiwania drogi na Orlik, ponieważ szlaki są poprowadzone raczej z myślą o rowerzystach bądź bieżkarzach i nie ma szlaku na szczyt. Tu uwaga dla wybierających się w ten rejon: większość ścieżek zaznaczonych na mapach albo nie istnieje, albo ma inny przebieg. 
W końcu trochę klucząc po zboczu dotarliśmy na szczyt Orlika (1203m n.p.m.) 
Spod szczytu ukazały się piękne, choć nieco zamglone widoki w stronę Keprnika i Seraka 


  

oraz w stronę Pradziada 


Kiedy patrzyłem na rozciągającą się panoramę, przypomniało mi się zeszłoroczne włóczenie się po tychże rejonach z menelem :) Spora część naszej trasy ciągnęła się teraz przede mną od lewa do prawa. 
Wobec niemożności zorientowania się w przebiegu różnych przecinek i duktów podjęliśmy decyzję podążania po ścieżce rowerowej aż do zielonego szlaku i trochę nudnym odcinkiem dotarliśmy w końcu do Zameckiego vrchu (933). Stoi tam ruina zamku średniowiecznego Koberstejn.


Zamek jest usytuowany na skalnej wychodni w kształcie cypla. 
Dzięki temu pojawia się piękny widok na północną stronę z Przicznym Vrchem w roli głównej. 




Zejście ze szczytu w stronę Horni Udoli jest dość strome jak te górki. 
Następnie wróciliśmy na szczyt Przicznego vrchu oglądając po drodze pozostałości prastarych kopalni, zapadliska po wyrobiskach (ponoć złoto wydobywano tu już w czasach celtyckich a największy samorodek miał wagę 1,7 kg! - info z tablic) . 
Górniczą ścieżką dydaktyczną obeszliśmy stoki góry od północy . Po drodze do Zlatych Hor zaliczyliśmy jeszcze jedne ruiny - zamku Edelstejn. Nie opodal spod szczyciku biegnie narciarska zjeżdżalnia obsługiwana przez spory wyciąg - nie chciałbym tu trafić w sezonie zimowym. 
W Zlatych Horach dałem się jeszcze namówić Frankowi na zakup kofoli. Skończyło się na przelewaniu napoju do porządnej, polskiej butelki z mocnego plastiku..:) bo w oryginalnej zrobił się maleńki otworek , przez który prysznicowała kofola, a sprzedawczyni nie chciała mi jej wymienić. 
Podsumowując: udany wyjazd w dobrym towarzystwie podstawą zadowolenia Michuna :) 


Trasa bardziej odległościowa niż wysokościowa - ok. 30+20 km, chociaż podejścia po kilkaset metrów też były. Lasy świerkowe gospodarcze, trochę monotonne, jak stwierdziliśmy. Za to pustka i brak turystów, oprócz okolic rezerwatu Mchowe Jeziorka.