niedziela, 15 kwietnia 2007

Wielkanocne nietypowe świętowanie w sanatorium

Góry Wałbrzyskie



2007, kwiecień






Jako stateczny mąż i ojciec postanowiłem zapewnić rodzinie miłą i kulturalną rozrywkę w święta i spędzić Wielkanoc w tym roku w...sanatorium.
Tak wygląda centrum Jedliny-Zdrój w nocy

Tuż po przyjeździe kopnęliśmy się do Boguszowa-Gorce, skąd lajtową traską udaliśmy się na Chełmiec (851 m) w składzie czterech dorosłych i czwórka dzieci.
Wszyscy dali radę, więc po godzince byliśmy już na szczycie:







Na drugi dzień wymyśliłem i zabrałem wszystkich do podziemi, których nie brakuje w okolicach: Włodarz, kompleks Riese
Można popływać łódką po zalanych korytarzach:







Ogólnie rzecz biorąc podziemia Włodarza są najdłuższe ale prace wykończeniowe były ponoć najmniej zaawansowane.
A oto zalany tunel już w Osówce:

Niektóre tunele w Osówce są wyższe (podwójne kondygnacje) ale ich łączna długość jest znacznie mniejsza:

Rzeczki tym razem nie zwiedzaliśmy.
Następnie udaliśmy się do Srebrnej Góry do wielkiej twierdzy strzegącej przełęczy, byliśmy też w środku - wnętrzu Donżonu





Z twierdzy są widoki na Śnieżnik, Góry Stołowe, Góry Bardzkie...
Dalej na głodniaka, ponieważ "schronisko" w Srebrnej Górze było zamknięte pojechaliśmy do Nowej Rudy do kopalni Piast, gdzie można zobaczyć kilkaset metrów podziemnych chodników oraz rypnąć się podziemną górniczą kolejką.
Wielkanocną niedzielę uczciłem wycieczką na najwyższy szczyt Gór Wałbrzyskich, Borową (853 m)



Dalej droga prowadziła przez Rogowiec aż do Andrzejówki, które to schronisko okazało się zamknięte a nawet ledwo co uniknąłem pogryzienia przez wielkie psisko

Ostro ale szybko ruszyliśmy po stromym północnym stoku po płatach śniegu i po kilkunastu minutach byliśmy na najwyższym szczycie Gór Kamiennych czyli Waligórze (936 m):

(uczciłem to tradycyjnym rumikiem z pepsi).

Powrót częściowo tą samą trasą, a po drodze widok z Rogowca na Borową i naszą poprzednią drogę.





A tak intrygująco wyglądało torowisko na stacji PKP Jedlina-Zdrój:



W Lany Poniedziałek pogoda także nie rozpieszczała, ale nie pokropiło, więc wybraliśmy się na szybką wycieczkę z Walimia na Wielką Sowę (1015 m) szybkim żółtym szlakiem,
uzupełniając w ten sposób listę szczytów o najwyższy w kolejnym paśmie.

Powrót nieortodoksyjnym szlakiem fioletowym.

Po sanatoryjnym obiadku (o godzinie 13tej !!!) wyskoczyliśmy jeszcze na pobliski zamek Grodno







położony nad Jeziorem Bystrzyckim i to był ostatni punkt programu.

Aha, wspomnę jeszcze o powrocie przez Świdnicę, która okazała się jednym z najgorzej oznakowanych drogowo miast jakie widziałem...
Ogólnie wypadzik sympatyczny, górki do pochodzenia i inne atrakcje są na miejscu w zasięgu rzutu moherem, a okres świąt uwolnił nas od tłumów wycieczek szkolnych itp niedogodności.