niedziela, 18 lutego 2007

Ferie w Szczawnicy w Orlicy

Pieniny+Beskid Sądecki


2007, luty



Ferie w Szczawnicy w Orlicy.

Orlica jeszcze przed remontem, nie dawała wiele luksusów, była bardziej przaśnoschroniskowa niż hotelowa.
Po przyjeździe i ulokowaniu się w schronisku poszliśmy na przechadzkę na grzbiet graniczny i Szafranówkę.



Dalej przechodzimy sobie na Palenicę.
Zejście, zjazd, staczanie się, turlanie - jak nazwać tę czynność nie wiem, w każdym razie  tak to wyglądało i w końcu znaleźliśmy się na dole:




Cali mokrzy szukamy zatem wytchnienia w napotkanej knajpie.
W trakcie obiadu pobiegłem do schroniska po suche ciuchy dla młodych, jak pamiętam.

Przypominam sobie z tego wyjazdu także wycieczkę we trzech z Panem Malinowskim i jego kolegą na Przehybę.
Ze Szczawnicy zaczęliśmy bodaj zielonym szlakiem. My dwaj na rakietach, trzeci dude na turówkach. Myślałem, że narty zdobędą przewagę, bo są bardziej uniwersalne ale myliłem się. Gdzieś na podejściu na Czeremchę grzęźniemy uporczywie na porębie w ściętych gałęziach, ale na rakietach jakoś dajemy radę. Niestety, kolega na nartach na którejś muldzie przykrytej konarami traci równowagę i przewraca się tak nieszczęśliwie, że łamie kijek. Jakoś doszliśmy wtedy do schroniska na Przehybie i zasiedliśmy przy nieśmiertelnej pomidorowej.
Zejście zrobiliśmy przez Przysłop i dalej żółtym szlaczkiem do schroniska Pod Bereśnikiem, gdzie spotkaliśmy się późnym popołudniem z żeńską częścią ekipy.

Nadchodzi dzień rozstania - Ala i Pan Malinowski jadą do schroniska w Kościeliskiej na zlocik. Postanawiamy ich odwieźć i odprowadzić doliną. Razem wsiadamy w pks i jedziemy do Zakopanego i do Kirów.
Jest piękny zimowy dzionek, z dziećmi idziemy wszak powoli.








Żegnamy się w drzwiach schroniska, oni będą imprezować a nas czeka długa podróż powrotna do Nowego Targu i przesiadka na jakiegoś busa do Szczawnicy. Jeszcze rzut oka za plecy - "Słoneczko już gasi złoty blask..." 
a my wracamy do Kir i potem uciążliwie z dwiema przesiadkami podróżujemy po ciemku. 

Na koniec zrobiliśmy sobie wycieczkę do must see tych okolic, czyli Wąwozu Homole.
Zima to super pora na odwiedzenie go.


Po wyjściu ponad wąwóz roztacza się widok na Beskid Sądecki


Poszliśmy coś przegryźć Pod Durbaszkę, jakieś zapiekanki itp. Następnie zeszliśmy drogą dojazdową z powrotem do Jaworek.


Bardzo fajne ferie, brak było tłumów mimo tak popularnych miejsc, a pamiętam jeszcze nasze próby rozpalenia ogniska w Walentynki zwieńczone kompletną porażką 😄.