niedziela, 22 stycznia 1978

Pradawne ferie

Tatry


1978, styczeń


Wyjazd za dzieciaka na ferie zimowe. Szeligówka. Mieszkaliśmy w małym, słabo ogrzanym pokoiku na parterze zaraz przy werandzie. Żadnych zdjęć z tych ferii nie mam, ale za to zachowało się kilka wysłanych przez nas z Mamą widokówek. 
Jak wynika z treści tej pocztówki, było -5 stopni, czyli nieszczególnie mroźno. 
Dla nas początkujących - celem była Dolina Kościeliska, chyba Chochołowska - trochę trudniej z dojazdem, bo byliśmy we dwójkę i bez samochodu.
(pocztówka KAW z tego wyjazdu, fot.K.Kaczyński, zbiory własne)
Na Polanie Smytniej bywali wówczas narciarze...dzisiaj chyba niemożliwe (?).
(pocztówka KAW z tego wyjazdu, fot.K.Kaczyński, zbiory własne)
A tu już za chwilę będzie schronisko:
(pocztówka KAW z tego wyjazdu, fot.L.Surowiec, zbiory własne)

Tradycyjnym miejscem wycieczek ceperskich był zawsze również grzbiet Gubałówki.
Mogę się pocieszać, że wówczas na Gubałówce nie było jeszcze takiego jarmarku jaki jest obecnie. Stało tam mało budynków, mało "pamiątek", mało ludzi.

Musiałem kiedyś na 100%  jechać tą kolejką na Gubałówkę, ale jak wiele innych tematów tatrzańsko-zakopiańskich także i ten uciekł mi z pamięci, kiedy i z kim to było.
(pocztówka KAW, fot.M.Raczkowski, zbiory własne)
Jak wynika z treści innej pocztówki, byliśmy wtedy również w schronisku na Hali Kondratowej, spod którego niemalże jest zrobione zdjęcie wykorzystane na tej kartce. Nawet jest tu uwaga moim dziecięcym pismem "Schronisko 15 m".
(pocztówka KAW z tego wyjazdu, fot.M.Raczkowski, zbiory własne)
Pocztówek jest dużo, bo wtedy to była możliwość prawie jedyna kontaktu z bliskimi. Dlatego wysyłaliśmy pocztówki zdaje się dzień po dniu przez cały pobyt, pod koniec już żeby się umówić na dworcu.
Żeby zaś zadzwonić, oho, trzeba było albo skorzystać z cudzego telefonu albo wybrać się na pocztę i zamówić rozmowę międzymiastową. Zamawianie rozmowy to była loteria, bo można było czekać na połączenie czasem długi, długi czas liczony w godzinach a czasem niespodzianie szło to szybko. Płaciło się za każde chyba 3 minuty rozmowy.
W każdym razie szczęśliwie wróciliśmy pociągiem i kartki doszły w większości przed nami, bo Tata czekał na nas na peronie.