piątek, 23 września 2011

Klątwa Worka Raczańskiego 2

Beskid Żywiecki


2011, wrzesień



Tymczasem chciałem się wybrać na powtórzenie i przedłużenie traski przez Worek Raczański aż do Pilska i Korbielowa. Przyłączył się do mnie wieloletni kolega, ale ze względu na brak u niego sprzętu i doświadczenia, zrezygnowałem z opcji namiotowej i noclegi trzeba było zaplanować w schroniskach - na Przegibku i na Krawculi.

Zaczęliśmy oczywiście w Zwardoniu.
Szlak niebieski z Dworca Beskidzkiego jak się dowiedziałem po powrocie został zlikwidowany...ja się o tym przekonałem niestety w terenie. Na drzewie koło Dworca niebieski jest. Potem go nie ma, potem znowu jest, potem jest zamalowany. JKJP!
W każdym razie ściecha prowadzi prosto w ostępy i krzaczory.
Poranne mgły

Powróciłem więc do jedynie słusznego czerwonego szlaku granicznego.
Na Kikuli /1087/
Szybciej lub wolniej dotarliśmy na Wielką Raczę przy jakoś tak pogarszającej się pogodzie.

Dał się tu poznać i przyłączył się do nas koleżka z Katowic i dalej poszliśmy już w trójkę.
Beskidzkie błotko musi być:
Do schroniska na Przegibku dotarliśmy tuż po zmierzchu, koledzy dali zarobić kuchni, ja oczywiście pozostałem przy palniczku Primus et consortes 😄

Rano kolega obudził się z szarpiącym bólem kolana, cóż, codzienność przed kompem "wywarła wielkie spustoszenia" (jak susza w Rejsie).
Poranek na Przegibku


Po śniadanku udało mi się wprawić naszą wycieczkę w ruch.
Podchodzimy, jest dobrze. Do Wielkiej Rycerzowej było ok. Niestety, po zejściu na przełęcz Przysłop Piotrowi kolano odmówiło dalszej współpracy, a ponieważ nie jestem z tego typu, który w takim momencie wzrusza ramionami i idzie dalej własną drogą, zdecydowałem o przerwaniu wędrówki i zholowaniu się do bacówki na Rycerzowej. Tam zrobiliśmy dłuższy popas , zeby zregenerować nadwątlone chrząstki i stawy
Na szczęście pogoda była extra, więc przy "herbatce" podziwiałem widoki na dalszą trasę, której nie było mi dane przejść tego dnia. Robimy gotowanko na poprawę humorów







Swoją drogą, cudnie położona ta bacóweczka



Odrzucam troski i idziemy dalej w stronę Rajczy czerwonym
(fot. Piotr)
Widok na Muńcoł (czeka na wizytę)

Beskid Śląski w całej krasie

Rajcza w dolinie Soły

No i tym sposobem fragment szlaku od Rycerzowej po Lipowską/Rysiankę jeszcze na mnie zaczeka do kolejnego odcinka.

środa, 10 sierpnia 2011

W Bramie Lubawskiej i w Khazad Duraz

Góry Kamienne+Zawory+Rudawy

2011, sierpień



Brama Lubawska 1.08-10.08
W tych dniach udało nam się całą rodzinką pojechać na upragnione wywczasy.
Na bazę wybraliśmy okolice Krzeszowa - wioseczkę Gorzeszów a konkretnie agroturystykę "Kucolandia".
http://agroturystyka-kucolandia.pl/
W drodze na południe zawadziliśmy jeszcze o słynne wrocławskie Zoo, bo dzieci uwielbiają zwierzaki.
Zaraz w pierwszy dzień poszliśmy obejrzeć Diabelską Maczugę:

która jest lokalnym symbolem (nie wiem czego, ale symbolem).

Rudawy. Kamienna Góra.
Jako cel pierwszej wycieczki wybraliśmy Kolorowe Jeziorka w Rudawach.
Autkiem podjechaliśmy przez Kamienną Górę do Raszowa.Kościółek z mauzoleum Schaffgotschów niestety był zamknięty.


Ruszyliśmy żółtym szlaczkiem pod górę, następnie zielonym w stronę pierwszego, Zielonego, jeziorka/stawku. Ledwo co je/go widać

 Na skrzyżowaniu na drogowskazie wciąż króluje schronisko "Czartak" (nieistniejące przecież).


Potem aż do najdalszego z naszego punktu widzenia jeziorka Purpurowego. Częściowo zbaczamy z trasy schodząc szlakiem rowerowym. Na tym szlaku pustawo, bo większość ludzi podjeżdża na parking koło Wieściszowic, bo stamtąd jest najbliżej... Za to zaliczamy rosnące tuż obok ścieżki prawdziwki.

Koło jeziorka zacna miejscóweczka - wiata, palenisko grillowe, full wypas:

 

Zawracamy i dochodzimy zielonym do najpiękniejszego jeziorka - Błękitnego:


Tutaj jest piękna polanka z miejscem na ognicho i namiocik.
Wracamy do Raszowa z widoczkiem w stronę Lubawki na Góry Krucze 



powrót do autka i podjeżdżamy do Kamiennej Góry. Zwiedzamy starówkę 

Gastronomia - naprzeciwko ratusza polecam śmiesznie tani bar Smyk (do wyboru dania barowe, zupki, placki itd). 

Ponieważ po powrocie do Gorzeszowa dysponowaliśmy jeszcze siłami i czasem , poszliśmy obejrzeć sławne tutaj Głazy Krasnoludków (szlak czerwony) czyli jak przetłumaczyłem na krasnoludzki - Khazad Duraz.
Jest to rezerwat skalnych formacji. Żółty szlak biegnie u samego podnóża skałek więc można je sobie dokładnie obejrzeć. (Przed wojną w ogóle nie było tu lasu, więc skały było widać z daleka).




Skałki ciągną się na długości około kilometra. Sporo grzybów, tak jakby nikt nie chodził. 


Bukówka. Grzbiet Lasocki.

Korzystając z pięknej , letniej pogody wybraliśmy się nad zalew Bukówka. Oszczędzę zdjęć mojego cielska w wodzie :). 

W skrócie: warunki raczej dla wędkarzy niż pływaków, dno muliste, woda o temperaturze jakby kto kostek lodu nawrzucał. Dla ochłody ok.

Udało mi się namówić rodzinkę na krótką traskę w stronę grzbietu Lasockiego. Podjechaliśmy do Niedamirowa. Dalej niebieskim szlakiem i na przełęcz między Niedamirowem a Albericami. Stoi tutaj świetna zamykana wiatka ze stołem, ławami.
Widoczek na Śnieżkę : 



 Widoczek w stronę Polskiej Góry nad Lubawką: 
Zalew Bukówka z góry: 
Klimaty niedamirowskie: 

Na obiad turlamy się do Lubawki
ryneczek 


Gastronomia - naprzeciwko dawnego dworca PKP "Gruba Łycha"; ceny przyzwoite, porcje również, sympatyczna młoda obsługa, wszystko nowe a żarcie b. dobre.

Góry Krucze
Następny dzionek - przejeżdżamy do wylotu Doliny Kruczej koło Lubawki. Teren nie grzeszy nadmiernym oznakowaniem atrakcji, szukamy jakiegoś miejsca do pozostawienia auta. W końcu wyruszamy niebieskim szlakiem w głąb Doliny Kruczej. 







Czerwonym udaliśmy się do granicy i z powrotem, trochę stromo w pewnym momencie, ale za to sporo grzybów :) 
Wracamy zielonym szlakiem przez Kruczą Skałę z pięknym punktem widokowym. 






Gastronomia - zupki z kuchenki na szlaku oraz świetne pierogi domowe w Kucolandii , pycha!

Łączna. Zawory.
Dzień zaczynamy od podjechania szosą kilka km do Kochanowa aby obejrzeć średniowieczny zabytek - sądowy stół z kamienia.Odgrywamy tutaj małą scenę procesową ;) 



Dalsza droga prowadzi u podnóża solidnego masywu Wielkiej Lesistej, przypominam sobie jak marzłem tam w zimie.
Po drodze do Łącznej zahaczamy jeszcze o Czartowskie Skały - są to podobnie jak poprzednie piaskowcowe ostańce - wychodnie 



http://www.mieroszow.pl/a...owskieskaly.htm

U stóp skał kolejna wiata z bogatej oferty noclegowej gminy Mieroszów ;)
Następny cel - Łączna. Przecudnie położona wioska , udajemy się do agroturystyki ,w której pan gospodarz prowadzi hobbystycznie mini-zoo (płatne 8,- i 5,-).

Zakochana surykatka


Teren "zoo" ciągnie się kilkaset metrów w stronę przełęczy granicznej, wzdłuż zielonego szlaku.
Dalej można podziwiać rogacze na wielkim wybiegu, zgłodniały jeleń z resztkami scypułu przychodzi na smakowite listki: 



Widok ogólny na Łączną



Żegnamy się z Łączną i ruszamy na Przełęcz Strażnicze Naroże.
Z przełęczy idziemy czerwonym na krzyżówkę z niebieskim do punktu widokowego. W dole widać calą Kotlinę Krzeszowską z pięknie położonym Chełmskiem Śląskim. 
Na lewo - widok na Zawory ze stromym skrajem - zachodnią krawędzią Gór Stołowych 
Na prawo - widok na Śnieżkę poprzez niższe Góry Krucze 



Zjeżdżamy w dół na Rozdroże pod Strażnicą i ruszamy pieszo niebieskim szlakiem do podnóża Trupiny w pasmie Zaworów.
Tam odchodzi w lewo ścieżka dydaktyczna, która coraz bardziej stromo wspina się pomiędzy głazami rumowiska na wspomnianą krawędź Gór Stołowych.
Nie jest tu aż tak źle jak na Urwisku Batorowskim na przeciwległym krańcu Stołowych, ale podejście jest dość strome szczególnie w ostatnim fragmencie.


Podejście umilają rozsiane gęsto grzyby, które skrzętnie zbieramy. 
Po drodze widok w stronę Rogu i naszego poprzedniego punktu widokowego


Wreszcie wyłazimy na Hraniczni Hrzbet i robimy zupki :) 



Po drodze zielonym granicznym szlakiem aż do przełęczy Chełmskiej znajdujemy mnóstwo grzybów.
Na przełęcz prowadzi strome zejście.


Wracamy do autka i przez Chełmsko jedziemy na obiad do Krzeszowa. 
Gastronomia - w Krzeszowie przy placu przed klasztorem restauracja "Rustykalna", bardzo rozreklamowana ze względu na specyficzne menu. Pierogi z mozarellą i świeżym szpinakiem faktycznie wyborne ale cena powala : 20,- za 6 sztuk?!? Wc w stylu dworcowym. Trudno polecić. 

Wieczorne zabawy dzieci - najlepsza zabawa jest na balotach z kiszonką :D



Słońce powoli zachodzi za Karkonosze, po lewej Śnieżka  

Krzeszów.Chełmsko.
Nastepny dzień - miasteczka. Ograniczę się z opisem. W Krzeszowie jest wielki odnowiony klasztor pocysterski. Dla wielbicieli architektury barokowej gratka.
W Chełmsku Śląskim są słynne Domy Tkaczy (architektura drewniana) ale to wszyscy wiedzą


Mi podobał się sympatyczny ryneczek. (Arkadiusze chyba jeszcze spali!)

Gastronomia - w Krzeszowie przy placu przed klasztorem tym razem "Willmanowa Pokusa". Menu wypisane kredą na tablicy, co znika , jest wymazywane :), wszystko świeże, dobry żurek, duży filet z drobiu, ok.

Broumovske Steny.
Pojechaliśmy do Czech przez Mieroszów.
Lotniarze nad stokiem Jatek. 


Autko zostawiłem koło restauracji Amerika za Krinicami. Ruszyliśmy czerwonym szlakiem w stronę Hvezdy.
Klimaty trochę jak z "Władcy Pierścieni", można sobie wyobrazić knechtów albo rycerzy podążających ścieżką pomiędzy omszałymi głazami w pościgu za orkami ;)






W Hveździe jazgot i sporo ludzi, łatwo tam dostać  się od przeciwnej, południowej strony i nie trzeba się wtedy tyle wspinać :) W hałasowaniu przodują Niemcy. 
Poszliśmy zatem szybko pomiędzy skałami i skałkami w stronę Supiego Hnizda i wyhliadki na północną stronę.





Skalne Divadlo :)






Gastronomia - zupki z kuchenki na szlaku oraz czesnoczkova w Americe, dzieci zjadły smażeny syr, też ok, ceny w normie.

Krzeszowskie Wzgórza.
Dzień wypoczynkowy :) Wybraliśmy się zielonym szlakiem z Gorzeszowa na Przełęcz Żłób /555/. Właściwym celem było poszwendać się po grzbiecie wzgórz i nazbierać grzybów. Oba cele udało się zrealizować mimo niepewnej tego dnia pogody. Przeszliśmy przez Czerep zielonym szlakiem i zeszliśmy za Gorzeszowem w dół.
Widok na Gorzeszów 


Wieczorem jeszcze zabawa z kucykami. 

Worek Okrzeszyna.
Musiałem na koniec zobaczyć to miejsce na krańcu mapy.
Miejsce kuszące swoim oddaleniem od cywilizacji.
Podjechaliśmy zatem wozem do końca szosy (nieopodal opuszczonego kościoła). Zielonym szlakiem podeszliśmy pod górę do granicy i dalej w stronę Janskiego vrchu.
Odcinek szlaku niezwykle urokliwy, przez ludzi nienawiedzany szlak naszpikowany skałkami. Po lewej między skałkami grzbietowymi zieją urwiska na czeską stronę.




Za którymś punktem widokowym robimy sobie postój. Pogoda zmienia się co chwilę od wietrznej i grożącej deszczem po słoneczną.




W drodze powrotnej dostrzegam między drzewami znany ze Shreka profil ogra :) 


Wracając do auta odbijamy jeszcze czerwonym szlakiem do granicy. Zamierzam sprawdzić, czy wiata zaznaczona na mapie istnieje naprawdę w terenie. Otóż istnieje i ma się dobrze. Świetna miejscówka na zimę. W części zamykanej drewniana podłoga, miejsce dla dwóch osób. 


Tuż przed powrotem łapie nas jedyny na wyjeździe przelotny choć intensywny deszczyk 

o czym z zadowoleniem donosi Michun. 

ps Gastronomia tego dnia 
była obfita - pożegnalna uczta w "Kucolandii" - wielkie i pyszne kotlety panierowane z kury :)